Czerwona nić
Вольга Пінкевіч
19 stycznia 2014
|


- Szczęść Boże.
- Kazał mi ksiądz przyjść, niedługo zostanę chrzestną.
- To bardzo dobrze, że Pani przyszła. Może mi Pani pokazać swoją rękę?
- Rękę? Po co?
- Tak-tak, rękę. Co to jest?
- Czerwona niteczka... Aby chroniła przed złymi ludźmi...
- Niech mi Pani uwieży, przed ZŁYMI Pani nie ochroni!
Od tamtego czasu nitki nie noszę. Ale zawsze mam przy sobie modlitewnik i świecę kościelną.
Tę historię usłyszałam od pewnej mojej znajomej. Inną zaś opowiedział pewnego razu podczas Mszy św. proboszcz grodzieńskiej kartedry ksiądz Jan: „Pewnego razu przyjechałem, by ochrzcić dziecko. Małe było bardzo niespokojne, płakało. I wnet zobaczyłem na jego rączce czerwoną niteczkę. Wtedy babcia (zdaje mi się, że właśnie tak? Przepraszam, jeśli się mylę! – O. P.) odpowiedziała, że jest to po to, by bronić dziecko przed rzuceniem uroku. „Przed jakim urokiem? – oburzyłem się – przecież tu ksiądz przyjechał!”. Zażądałem, by w tej chwili pozbyto się tego sznurka. Gdy to zrobiono, dziecko przestało płakać. I je ochrzciłem”. †