GRODNO
Piątek,
31 marca 2023 roku |
„Mój mały krzyż”
O przykładzie życia i śmierci
O d momentu, gdy Maryna dowiedziała się o chorobie, zaczęła prowadzić dziennik. Nie dla siebie, lecz dla innych. Kobieta mocno wierzyła, że jeśli Bóg pozwoli, to na pewno nastąpi uzdrowienie, a jej dziennik będzie świadectwem cudu. Zostanie wydany jako wsparcie i nadzieja dla osób cierpiących na choroby onkologiczne. Marzyła o tym, że dziennik będzie przekazywany za darowizny, a zebrane fundusze przekazane dla chorych na raka.
Pulchne usta, delikatne spojrzenie, ogniste rude włosy, zgrabna figura – Maryna była młodą i piękną kobietą. O takich osobach się mówi: „Zbyt młody i piękny, by umrzeć”. Odeszła do życia wiecznego, mając 32 lata, z rakiem żołądka w stadium IV.
Gdy Maryna zmarła, pojawiło się pytanie: co zrobić z dziennikiem? Przecież koniec wyszedł wcale nie taki, na jaki liczyła dziewczyna…
„Zdecydowaliśmy, że nazwiemy dziennik cytatem, który z niego pochodzi – „Mój mały krzyż” – i opublikujemy go za rodzinne pieniądze w bardzo małym nakładzie. A otrzymane egzemplarze damy w prezencie tym, którzy wspierali Mary- nę w trudnym okresie: krewnym, przyjaciołom, parafia- nom, którzy organizowali podczas chemioterapii stałą modlitwę w jej intencji – mówi Alina, żona brata Maryny. – I chociaż koniec rzeczywiście okazał się inny, mimo wszystko jest to piękne zakończenie, ponieważ taka była śmierć Maryny”.
Ostatnią stronę dziennika napisał jej mąż Aleksy. Przed spotkaniem z przyszłą żoną był niewierzący, jednak Maryna zmieniła także jego serce. Zawarł z nią związek małżeński, często wspólnie odmawiał modlitwę wiernych podczas Mszy św. i, prawdopodobnie, nadał nowe znaczenie śmierci także dzięki Marynie. W końcu łatwiej jest „puścić” osobę, gdy zdajesz sobie sprawę, że czeka na nas spotkanie w wieczności.
W końcowym wpisie Aleksy opowiedział, że w ostatnich godzinach życia żony, gdy obok jej łóżka zaczynał modlić się Koronką do Bożego Miłosierdzia, widział, jak Maryna od razu czuła się lepiej. W ten sposób wypełnia się obietnica Jezusa przekazana s. Faustynie, że „kiedy przy konającym odmawiają tę koronkę, miłosierdzie niezgłębione ogarnia duszę” (Dz. 811). „Ostatnie słowa Maryny były: «Wybacz mi, Boże». I wydaje mi się bardzo ważne, gdy człowiek, odchodząc do życia wiecznego, ma możliwość świadomego pożegnania się z tym światem. Innymi słowy – to dar szczęśliwej śmierci” – dodaje Alina.
Maryna dowiedziała się o diagnozie, gdy odbyło się kolejne badanie dotyczące poczęcia dziecka. Ona i jej mąż mieszkali razem już 10 lat i marzyli o potomstwie. Wiadomość była całkowitą niespodzianką: narządy zostały nadmiernie uszkodzone przez raka. Do śmierci kobiecie pozostało 9 miesięcy. Już póżniej w jej parafii czas ten porównano z okresem ciąży i narodzin nowego człowieka. I chociaż Maryna zawsze była serdeczna i otwarta na Boga i bliźniego, choroba zdawała się wyostrzać te cechy, odkrywając na nowo kobietę z jeszcze bardziej cudownej strony.
„Mogła pozwać centrum medyczne, które nie wykryło guza na wcześniejszym etapie, biorąc pod uwagę, że Maryna wykonała biopsję żołądka. W takich sądach powodowie zwykle wygrywają i otrzymują dobre pieniądze. Odmówiła jednak, zaznaczając, że nie chce tracić na to czasu, nie chce zemsty i nie chce łamać nikomu życia. Gdy na przykład przeszła drugą z kolei chemię, choć cierpiała i straciła wszystkie włosy, to wciąż się uśmiechała i dbała o zewnętrzne piękno. Wraz z mężem mieli tradycję – spotykali się w każdą rocznicę na ławce w parku, gdzie się poznali. A nawet całkowicie wyczerpana chorobą Maryna wybierała najpiękniejszą chustę na łysą głowę i śpieszyła na spotkanie z mężem. Nawet na kilka godzin przed śmiercią, gdy czuła, że odejście jest już bliskie, bardziej była zmartwiona wysokim ciśnieniem swojej matki niż sobą. Nie mogła pozostać obojętna na cierpienie bliźniego” – mówi Alina.
Według krewnej Maryna nigdy nie była osobą piszącą, twórczość nie należała do jej cech i nie miała zwyczaju „komponowania wierszy”. Udało jej się jednak dokładnie przekazać całe swoje ciepło i pełne zaufanie Bogu w każdej sytuacji poprzez dziennik. „W jej notatkach było zbyt wiele szczegółów, takich jak «dzisiaj tam pojechaliśmy, a wczoraj byliśmy tam i tam». Jednocześnie często tekst przebijały takie przebłyski, olśnienia, które, jak sądzę, dał jej Pan Bóg. Pisała o tym, jak nie przestaje być mile zaskoczona i szczęśliwa z miłości i trosk, którymi obdarzają ją ludzie. O tym, że jej choroba to nie tylko jej próba, ale może nawet bardziej nie jej. I że już widzi dobre zmiany w życiu osób, które poświęcają wysiłek modlitwy.
I jak ważne jest, aby być szczęśliwym, nie zamykać się we własnym szczęściu, ale wyjść do innych ludzi. I jak wdzięczna jest Bogu, że umacnia ją w wierze” – opowiada Alina.
Maryna była parafianką młodej parafii Jezusa Miłosiernego w Witebsku. Tak się złożyło, że była pierwszą osobą, która wzięła ślub w tym kościele i pierwszą, której pogrzeb odbył się w tym kościele. Mówią, że pierwszy jest najlepszy. I odniosłam wrażenie, że jest to całkowicie o Marynie: dobry przykład życia w radości, doskonały przykład godnej śmierci.
Gdy Maryna zmarła, pojawiło się pytanie: co zrobić z dziennikiem? Przecież koniec wyszedł wcale nie taki, na jaki liczyła dziewczyna…
„Zdecydowaliśmy, że nazwiemy dziennik cytatem, który z niego pochodzi – „Mój mały krzyż” – i opublikujemy go za rodzinne pieniądze w bardzo małym nakładzie. A otrzymane egzemplarze damy w prezencie tym, którzy wspierali Mary- nę w trudnym okresie: krewnym, przyjaciołom, parafia- nom, którzy organizowali podczas chemioterapii stałą modlitwę w jej intencji – mówi Alina, żona brata Maryny. – I chociaż koniec rzeczywiście okazał się inny, mimo wszystko jest to piękne zakończenie, ponieważ taka była śmierć Maryny”.
Ostatnią stronę dziennika napisał jej mąż Aleksy. Przed spotkaniem z przyszłą żoną był niewierzący, jednak Maryna zmieniła także jego serce. Zawarł z nią związek małżeński, często wspólnie odmawiał modlitwę wiernych podczas Mszy św. i, prawdopodobnie, nadał nowe znaczenie śmierci także dzięki Marynie. W końcu łatwiej jest „puścić” osobę, gdy zdajesz sobie sprawę, że czeka na nas spotkanie w wieczności.
W końcowym wpisie Aleksy opowiedział, że w ostatnich godzinach życia żony, gdy obok jej łóżka zaczynał modlić się Koronką do Bożego Miłosierdzia, widział, jak Maryna od razu czuła się lepiej. W ten sposób wypełnia się obietnica Jezusa przekazana s. Faustynie, że „kiedy przy konającym odmawiają tę koronkę, miłosierdzie niezgłębione ogarnia duszę” (Dz. 811). „Ostatnie słowa Maryny były: «Wybacz mi, Boże». I wydaje mi się bardzo ważne, gdy człowiek, odchodząc do życia wiecznego, ma możliwość świadomego pożegnania się z tym światem. Innymi słowy – to dar szczęśliwej śmierci” – dodaje Alina.
Maryna dowiedziała się o diagnozie, gdy odbyło się kolejne badanie dotyczące poczęcia dziecka. Ona i jej mąż mieszkali razem już 10 lat i marzyli o potomstwie. Wiadomość była całkowitą niespodzianką: narządy zostały nadmiernie uszkodzone przez raka. Do śmierci kobiecie pozostało 9 miesięcy. Już póżniej w jej parafii czas ten porównano z okresem ciąży i narodzin nowego człowieka. I chociaż Maryna zawsze była serdeczna i otwarta na Boga i bliźniego, choroba zdawała się wyostrzać te cechy, odkrywając na nowo kobietę z jeszcze bardziej cudownej strony.

|
„Mogła pozwać centrum medyczne, które nie wykryło guza na wcześniejszym etapie, biorąc pod uwagę, że Maryna wykonała biopsję żołądka. W takich sądach powodowie zwykle wygrywają i otrzymują dobre pieniądze. Odmówiła jednak, zaznaczając, że nie chce tracić na to czasu, nie chce zemsty i nie chce łamać nikomu życia. Gdy na przykład przeszła drugą z kolei chemię, choć cierpiała i straciła wszystkie włosy, to wciąż się uśmiechała i dbała o zewnętrzne piękno. Wraz z mężem mieli tradycję – spotykali się w każdą rocznicę na ławce w parku, gdzie się poznali. A nawet całkowicie wyczerpana chorobą Maryna wybierała najpiękniejszą chustę na łysą głowę i śpieszyła na spotkanie z mężem. Nawet na kilka godzin przed śmiercią, gdy czuła, że odejście jest już bliskie, bardziej była zmartwiona wysokim ciśnieniem swojej matki niż sobą. Nie mogła pozostać obojętna na cierpienie bliźniego” – mówi Alina.
Według krewnej Maryna nigdy nie była osobą piszącą, twórczość nie należała do jej cech i nie miała zwyczaju „komponowania wierszy”. Udało jej się jednak dokładnie przekazać całe swoje ciepło i pełne zaufanie Bogu w każdej sytuacji poprzez dziennik. „W jej notatkach było zbyt wiele szczegółów, takich jak «dzisiaj tam pojechaliśmy, a wczoraj byliśmy tam i tam». Jednocześnie często tekst przebijały takie przebłyski, olśnienia, które, jak sądzę, dał jej Pan Bóg. Pisała o tym, jak nie przestaje być mile zaskoczona i szczęśliwa z miłości i trosk, którymi obdarzają ją ludzie. O tym, że jej choroba to nie tylko jej próba, ale może nawet bardziej nie jej. I że już widzi dobre zmiany w życiu osób, które poświęcają wysiłek modlitwy.
I jak ważne jest, aby być szczęśliwym, nie zamykać się we własnym szczęściu, ale wyjść do innych ludzi. I jak wdzięczna jest Bogu, że umacnia ją w wierze” – opowiada Alina.
Maryna była parafianką młodej parafii Jezusa Miłosiernego w Witebsku. Tak się złożyło, że była pierwszą osobą, która wzięła ślub w tym kościele i pierwszą, której pogrzeb odbył się w tym kościele. Mówią, że pierwszy jest najlepszy. I odniosłam wrażenie, że jest to całkowicie o Marynie: dobry przykład życia w radości, doskonały przykład godnej śmierci.
< Poprzednia | Następna > |
---|
Kalendarz liturgiczny
![]() | |
Obchodzimy imieniny: | |
Dziś wspominamy zmarłych kapłanów: | |
Do końca roku pozostało dni: 276 |
Czekamy na Wasze wsparcie

Prosimy Was o pomoc w głoszeniu Dobrej Nowiny. Czekamy na Wasze listy, artykuły, zdjęcia i wsparcie finansowe gazety. Jako jedna rodzina "Słowo Życia" pragniemy nieść słowo Boże, mówić o Chrystusie i Kościele co raz większemu gronu ludzi na Białorusi oraz poza jej granicami.