GRODNO
Środa,
24 kwietnia
2024 roku
 

Nabożeństwa czerwcowe i majowe: „Być może był pewien moment «x», gdy to wszystko się urwało”

Wywiad

   Na naszych oczach odchodzi do historii tradycja odprawiania majowych i czerwcowych nabożeństw przy przydrożnych krzyżach. Najprawdopodobniej młodsze pokolenia będą o niej wiedzieć tylko z opowieści bliskich. Jakie są tego przyczyny i jak traktować ten proces?
W rozmowie z o. Jerzym Kułajem, karmelitą, rozważamy o przyczynach zapomnienia nabożeństw w maju i czerwcu. Spróbujmy zbadać tę rzeczywistość, znaleźć właściwe podejście do niej. Mówimy o urbanizacji, o stanie wiary i o współczesnych praktykach modlitewnych.
– Proszę Ojca, czy w Ojca rodzinnej miejscowości były tradycje majowych i czerwcowych nabożeństw? Jakie wspomnienia pozostały?
    – Ze strony mamy cała rodzina to katolicy. Babcia mieszka w kamienieckim rejonie, jest tam bardzo tradycyjna parafia. Ludzie, zwyczajnie, nie mogli codziennie przychodzić do kościoła, więc gromadzili się przy przydrożnych krzyżach i modlili się litaniami. Albo czytali, albo śpiewali – kto jak mógł.
    W mojej rodzinnej parafii w Brześciu również odbywały się te nabożeństwa. Wszystko oficjalnie: po Mszy świętej odbywało się wystawienie Najświętszego Sakramentu, śpiewano litanie. Jako ministrant aktywnie uczestniczyłem w tym. Mogę powiedzieć, że osobiście jestem tym przesiąknięty. Dla mnie to naturalne, że maj to majowe nabożeństwa, a czerwiec to czerwcowe.
   O. Jerzy Kułaj – karmelita bosy, proboszcz parafii Bożego Ciała 
w Mińsku. Święcenia kapłańskie przyjął w 2009 roku. Pochodzi z Brześcia. Wieloletni autor rubryki „Школа малітвы” (Szkoła modlitwy) 
w czasopiśmie „Ave Maria”.
    – Nabożeństwo w kościele to jedno, a przy krzyżu – zupełnie co innego? Mam na myśli przede wszystkim ciepło wspomnień, emocje.
   – Tak, zupełnie inaczej. Ludzie się starali, ozdabiali krzyże kwiatami. Często zdarzało się, że do dużych wiosek nawet ksiądz przyjeżdżał raz na jakiś czas, odprawiał Mszę świętą w tych miejscach. Był taki klimat pobożności ludowej, który poruszał. Latem na wsi jest dużo pracy, ale ludzie byli w stanie odłożyć wszystko i zebrać się na nabożeństwa.
   
    – W taki ciepły sposób o tamtych czasach często się wspomina. Wydaje się jednak, że jest to w większości sentymentalizm. Dzieciństwo, babcia, wieś, krzyż…
    – Mnie i moją siostrę rodzice zabierali na lato do babci. Więc oczywiście dla mnie jako dziecka była to sentymentalność: wakacje, dobry czas, który mogliśmy spędzić razem... Ale nie tylko! Była to również wiara starszych ludzi, którzy dbali o majowe i czerwcowe nabożeństwa. Prawdopodobnie mieli więcej pracy niż w mieście, ale znajdowali czas dla Boga.
    Dla mnie osobiście jest to zarówno nostalgia, jak i przykład wiary. Wszystko się tam przeplatało: zarówno natura, jak i treść religijna. Wszystko było bardzo symboliczne. Teraz prawie tego nie spotkasz. Nasze wioski wymierają, ludzi jest coraz mniej.
   
    – Rzeczywiście, tradycja nabożeństw majowych i czerwcowych przy krzyżach powoli przechodzi do historii. Czy chodzi tylko o to, że to dziedzictwo modlitewne wymiera wraz z wioską?
    – Chyba tak, o to chodzi. Młodzież wyjeżdża, seniorzy zostają. A oni umierają wcześniej lub później. Dlatego o pewnej systematyczności i przekazywaniu tradycji trudno mówić. Gdy wymiera wioska, to i obyczaje wymierają. Komuś trudno jest już dojść do krzyża i modli się w domu. Znam wiele takich przypadków, gdy „wcześniej chodziłam, ale teraz nie mam siły, odprawiam nabożeństwa do domu”. Niestety istnieje taka tendencja.
    Nie powiem, że w mieście to zanika: ludzie wciąż przychodzą na majowe lub czerwcowe do kościoła. Trzeba jednak przyznać, że przychodzi przede wszystkim starsze pokolenie. Młodzież nie ma już takiej świadomości, potrzeby, zwyczaju.
   
    – To ciekawe! Nasze pokolenie – ci, którzy mają teraz 30-40 lat – bardzo miło wspominają czasy, gdy ludzie modlili się pod krzyżami. Mimo to nie wprowadzamy tej tradycji do miast. O co chodzi?
    – Być może był pewien moment „x”, gdy to wszystko się urwało.
    Z reguły we wsiach wszystko organizowali starsi ludzie. Powiedziałbym, że byliśmy tylko aktywnie-pasywnymi uczestnikami. Tak długo, jak istnieje wspólnota wsi, tak długo, jak jesteśmy razem – jest łatwiej.
    W mieście każdy jedzie w swoim kierunku, i poczucie wspólnoty zostaje zatracone. Oczywiście w każdej parafii są nabożeństwa, ale ludzi przychodzi niewiele. Dlatego problem dotyczy raczej samej osoby. Jeśli ktoś chce ożywić tradycję, nie musi szukać miejsca i stawiać krzyża w swojej okolicy, wystarczy przyjść do kościoła i zaprosić tam przyjaciół i sąsiadów. Jednak sami nie odczuwamy takiej potrzeby. Warunki są! Nie można powiedzieć, że we wsiach były nabożeństwa, ale w miastach nie. Nie słyszałem o takich parafiach, w których nie byłoby majowych ani czerwcowych. Może jakieś pojedyncze przykłady.
   Wierni adorują Pana Jezusa przy przydrożnym krzyżu
   – W mieście czasami trudno jest dojeżdżać do kościoła. Logiczne byłoby, że ludzie mogą modlić się w domu. Jednak księża przyznają, że spośród całej masy ludzi, którzy mają ciepłe wspomnienia z tych nabożeństw, bardzo niewielka część odprawia je w domu.
    – Tak, to bardzo mały odsetek ludzi. Zachęcamy wiernych do modlitwy w gronie rodziny, szczególnie teraz, podczas pandemii. Zgadzam się jednak, że w domu nabożeństwa odprawia niewiele osób.
   
    – Niektórzy księża twierdzą, że ludzie często boją się formalizmu w modlitwie i uważają, że Litania i Różaniec nie mają większego sensu. Zgodnie z taką logiką inne – „racjonalne” – rodzaje modlitw powinny być bardziej popularne. Wszyscy jednak zgadzają się, że katolicy poważnie zaniedbują czytanie Pisma Świętego. I tutaj koło się zamyka…
    – To bardzo osobista sprawa. Zawsze zachęcam wiernych do modlitwy własnymi słowami. Bóg nie jest formalistą, nie trzeba Mu dużo mówić. Trzeba być, poświęcić swój czas. Ogólnie rzecz biorąc, modlitwa może być w ciszy. Wydaje mi się, że ludzie po prostu usprawiedliwiają się i nie mogą znaleźć czasu na przebywanie z Bogiem.
    Powody są jednak nie tylko takie. Świat się zmienia, ludzie się zmieniają, Kościół zmienia się w sensie przekazywania wiary. Pozostają stare praktyki i pojawiają się nowe. We współczesnym świecie jest wiele informacji, zamieszania, różnych rzeczy... I to wszystko po prostu zmywa mobilność w człowieku w sprawach Bożych.
    Oto niektórzy mówią, że książki czytać jest nudno, że wszystko jest w internecie. Ale czy czytasz w internecie, gdy usprawiedliwiasz się, że trudno jest czytać książki?
    W sieci można przeczytać setki stron z różnymi informacjami, ale nie można znaleźć kilku minut na kilka stron Pisma Świętego.
   
    – Kiedy coś nas przyciska – zaczynamy myśleć, a gdy napięcie odstępuje – znów odprężamy się i płyniemy z prądem.
    – Pomimo zaniedbania majowych i czerwcowych nabożeństw, niektóre tradycje pozostają bardzo popularne. Święconka Wielkanocna, modlitwa za zmarłych na uroczystość Wszystkich Świętych, poświęcenie samochodów... Wszystko to dosłownie „wypełnia” kościoły ludźmi. Dlaczego niektóre tradycje odchodzą w zapomnienie, a inne stają się jeszcze bardziej popularne?
   
    – To sprawa wiary. Odwieczny problem – człowiek składa się nie tylko z duszy, ale także z ciała. A ludzie koncentrują się przede wszystkim na ciele: co można zobaczyć, czego dotknąć, co można zjeść. To ma przewagę nad duchowymi rzeczami.
    – Kiedyś śmiałem się podczas poświęcenia chleba św. Agaty: było więcej ludzi niż wielokrotnie na obowiązkową uroczystość. To był dzień powszedni. Wtedy zażartowałem, że może powinniśmy poświęcać coś w każdą niedzielę.
    Gdy poświęcamy wodę, kredkę, samochody, chleb, jedzenie lub cokolwiek innego, w centrum uwagi znajdują się przedmioty, które do czegoś służą. A w centrum majowego lub czerwcowego nabożeństwa jest sam Pan Jezus, ponieważ zawsze jest tam adoracja. Dlatego, odpowiadając na pytanie jeszcze raz powiem, że jest to przede wszystkim problem wiary i osobistej relacji z Bogiem.
   
    – Podsumowując naszą rozmowę, pomyślałem: czy w ogóle obumieranie majowych i czerwcowych nabożeństw jest złe? Coś starego umiera, a rodzi się nowe. Jak Ojcu się wydaje?
    – Wszystko na świecie się zmienia. I to jest w porządku. Każdy dla siebie wybiera ten lub inny element pobożności. To jest prawo człowieka.
    Jednak nie sądzę, że te praktyki znikną lub umrą. To, że coś jest praktykowane mniej, nie oznacza, że nie jest praktykowane. Może nie dzisiaj, może jutro przekonam się o potrzebie jakiejś modlitwy. Czasami potrzeba pewnego doświadczenia, aby zrozumieć znaczenie danej praktyki lub modlitwy.
    Najważniejsze jest, abyśmy troszczyli się o naszą wiarę. Modlitwa wynika właśnie z niej. Jaka będzie ta modlitwa to już inna sprawa. Warto zadać sobie pytanie: czy w ogóle się modlę? A może po prostu mówię, że jestem osobą wierzącą? Warto zastanowić się, ile czasu w moim życiu poświęcam na modlitwę. Czy ona w ogóle jest? Czy nie uważam Boga za bankomat, do którego przychodzę tylko wtedy, gdy zachodzi jakaś potrzeba?

Numer aktualny

 

Kalendarz 2022

Kalendarz
«Słowo Życia»
na rok 2022

Czekamy na Wasze wsparcie

skarbonkaDrodzy Czytelnicy!
Prosimy Was o pomoc w głoszeniu Dobrej Nowiny. Czekamy na Wasze listy, artykuły, zdjęcia i wsparcie finansowe gazety. Jako jedna rodzina "Słowo Życia" pragniemy nieść słowo Boże, mówić o Chrystusie i Kościele co raz większemu gronu ludzi na Białorusi oraz poza jej granicami.