GRODNO
Poniedziałek,
07 października 2024 roku |
Ciernisty czy prosty, czyli o długiej drodze do kapłaństwa
Odnalezienie powołania do kapłaństwa ks. Andrzeja Kowszuka jest prawdziwym dowodem aktywnej obecności Boga w życiu człowieka.
Ks. Andrzej Kowszuk: „Powołanie nie da się rozpoznać w danej chwili, ale z perspektywy wypróbowania się w określonej roli” †
Gdy słucha się ks. Andrzeja podczas Mszy św. czuje się, jakby przygotowanie i wygłaszanie kazań nie było dla niego łatwe. Być może, jak przyznaje sam ksiądz, ponieważ nauka nigdy nie była jego mocną stroną. Jednak Bóg zawsze wie, czym należy uzupełnić braki. A jeśli potrzebujesz porozmawiać z ks. Andrzejem, od razu widzisz: ten człowiek dużo przeszedł w życiu, będzie mógł ci pomóc. A porady od księdza są trafne – nie abstrakcyjne, lecz praktyczne.
„Urodziłem się w dużej rodzinie. Jest nas razem dziewięć osób – siedmioro rodzeństwa i dwoje adoptowanych. Oczywiście w takiej sytuacji uczysz się dbać nie tylko o siebie. Wcześnie rozwija się niezależność i odpowiedzialność. Więc w wieku 16 lat przeniosłem się do szkoły wieczorowej, aby móc pracować w organizacji budowlanej” – mówi ks. Andrzej.
Historia z nauką skończyła się w szkole, a młody mężczyzna przez następne 9 lat pracował w branży budowlanej, zdobywając 5. kategorię kwalifikacyjną na 6 możliwych. W okresie przed seminarium młody mężczyzna zdołał zdobyć doświadczenie wojskowe: w armii dostał się do drugiej specjalnej brygady ochrony prezydenta – jak sądzono, do elitarnej armii. Wspomina ten czas małomównie: „Nauczyłem się podporządkowywania, co przydało się w seminarium, i dostałem fajne doświadczenie kierowcy”. Swoją drogą, to ostatnie doświadczenie odegrało swoją rolę w nawróceniu.
„Dorastałem w pobożnej rodzinie i pamiętam, że jako dziecko fascynowała mnie religijność. Uwielbiałem uczestniczyć w majowych nabożeństwach: spotykać się z babciami pod krzyżem, słuchać pięknych pieśni i uczestniczyć w modlitwie na równi z dorosłymi. Na niedzielną Mszę św. mogłem z przyjemnością przejść kilka kilometrów do najbliższego kościoła. Jednak z biegiem czasu odeszło to w zapomnienie. Jako młody człowiek, a jednocześnie zarabiając znaczne pieniądze, prawie w każdą niedzielę wybierałem się z przyjaciółmi w „tur” po dyskotekach w całym kraju. Oczywiście towarzyszyły temu zarówno alkohol, jak i zabawy – przyznaje ks. Andrzej. – Pewnego dnia przed kolejnym weekendem zadzwoniła mama i poprosiła o zabranie jej z koleżankami do Rosi na rekolekcje. Odmówiłem. Kto chciałby zawiesić serię imprez? Jednak mama zadzwoniła ponownie: u tego, kto obiecał je zawieźć, zepsuł się samochód. Cóż, zgodziłem się”.
Podczas jazdy młody mężczyzna rozbił swój samochód. „Samochód zaczęło rzucać na boki na prawie pustej drodze, na absolutnie płaskim miejscu, trzykrotnie uderzył w metalowe bariery, a w salonie słychać było tylko: «Matko Boża, ratuj!». Biorąc pod uwagę, że naprawdę dobrze prowadziłem, nadal nie rozumiem przyczyny tego zdarzenia. Gdy wszystko ucichło i wysiadłem z samochodu, nagle w mojej głowie pojawiła się myśl: ktoś lub coś nie chce, żebym dotarł do Rosi” – wspomina ksiądz.
Jednak dotarliśmy do sanktuarium, a młody mężczyzna postanowił zajrzeć do kościoła na kilka minut, pomodlić się: w końcu przeżył stres. Z sanktuarium wyszedł jednak dopiero trzy dni później, po zakończeniu rekolekcji, zupełnie innym człowiekiem.
„Tam po raz pierwszy od dwóch lat coś mnie natchnęło, by pójść do spowiedzi. Po wyznaniu grzechów w końcu zniknęły myśli, że Bóg nie wybaczy mi tego, co uczyniłem. Moją uwagę zwróciły również kazania i świadectwa. Ważne jest również to, że po rekolekcjach rzuciłem palenie, chociaż do tej pory codziennie paliłem dwie paczki papierosów. I próbowałem rzucić palenie niejednokrotnie – na marne!
Podczas modlitwy wstawienniczej mama wskazała mi kolejkę, mówiąc, stań i ty, niech się pomodlą nad tobą. Posłuchałem. Stoję, a obok – jeden kuleje, drugi miga. A ja jestem zdrowym 22-latkiem! O co prosić? I nagle intencja – by rzucić palenie. Mężczyzna modlący się nade mną powiedział: jeśli następnym razem zechcesz wziąć papierosa, przypomnij sobie o Chrystusie. Uśmiechnąłem się tylko do siebie i poszedłem” – zauważa ks. Andrzej.
O dziwo od tego momentu młody mężczyzna nie zapalił ani jednego papierosa. Przez pół roku w ogóle nie chciał tego zrobić. Później pragnienie powróciło, jednak w tym okresie udało mu się zbudować taką relację z Chrystusem, która pozwoliła mu pokonać wszelkiego rodzaju słabości. Zmienił się także stosunek do otoczenia:
w miejsce krótkotrwałych romansów – trwały związek, a dla przyjaciół – dobry przykład odwagi, którą starali się naśladować.
Zmieniła się również modlitwa młodego mężczyzny. Jeżeli w dawnych czasach były to tylko znane formuły, teraz się nie lenił, aby wstać wcześniej, otworzyć Biblię i modlić się Słowem Bożym. W ten sposób poznawał, słuchał Ojca Niebieskiego, a potem zaczął zwracać się do Niego własnymi słowami.
W tej kontemplacji stopniowo rodziło się powołanie do kapłaństwa. A dziś ks. Andrzej jest przekonany, że „usłyszeć głos Boga” jest zbyt efemerycznym pojęciem. Powołanie jest rozpoznawane tylko z perspektywy czasu. „Jeśli od kilku lat jestem wikariuszem i czuję się szczęśliwy, mogę powiedzieć, że jestem na swoim miejscu. I dopiero teraz rozumiem, że znaki są zebrane w jedną mozaikę. Na przykład, gdy byłem jeszcze budowniczym, ale już praktykującym wierzącym, ludzie często mówili, że wyszedłby ze mnie dobry ksiądz. Jedna dziewczyna podczas kolejnych rekolekcji w ogóle pomyliła mnie z księdzem, a druga poprosiła o poprowadzenie modlitwy za zmarłych”. Kapłan jest jednocześnie przekonany, że ostry zakręt losu jest częścią zasługi jego mamy i babci, które dużo modliły się, aby rozpoznał on swoje powołanie.
„Najważniejsze, jeżeli szukasz powołania – nie zwlekaj z rozmyśleniami i nie zadawaj sobie zbyt wiele pytań. Podejmij decyzję, próbuj! A po wykonaniu kroku zajmiesz się konsekwencjami i wyciągniesz wnioski. Pamiętaj, bez względu na to, jaką drogę wybierzesz, jej ostatecznym celem jest twoja świętość i świętość tych, którzy są blisko” – dodaje na zakończenie ks. Andrzej.
„Urodziłem się w dużej rodzinie. Jest nas razem dziewięć osób – siedmioro rodzeństwa i dwoje adoptowanych. Oczywiście w takiej sytuacji uczysz się dbać nie tylko o siebie. Wcześnie rozwija się niezależność i odpowiedzialność. Więc w wieku 16 lat przeniosłem się do szkoły wieczorowej, aby móc pracować w organizacji budowlanej” – mówi ks. Andrzej.
Historia z nauką skończyła się w szkole, a młody mężczyzna przez następne 9 lat pracował w branży budowlanej, zdobywając 5. kategorię kwalifikacyjną na 6 możliwych. W okresie przed seminarium młody mężczyzna zdołał zdobyć doświadczenie wojskowe: w armii dostał się do drugiej specjalnej brygady ochrony prezydenta – jak sądzono, do elitarnej armii. Wspomina ten czas małomównie: „Nauczyłem się podporządkowywania, co przydało się w seminarium, i dostałem fajne doświadczenie kierowcy”. Swoją drogą, to ostatnie doświadczenie odegrało swoją rolę w nawróceniu.
„Dorastałem w pobożnej rodzinie i pamiętam, że jako dziecko fascynowała mnie religijność. Uwielbiałem uczestniczyć w majowych nabożeństwach: spotykać się z babciami pod krzyżem, słuchać pięknych pieśni i uczestniczyć w modlitwie na równi z dorosłymi. Na niedzielną Mszę św. mogłem z przyjemnością przejść kilka kilometrów do najbliższego kościoła. Jednak z biegiem czasu odeszło to w zapomnienie. Jako młody człowiek, a jednocześnie zarabiając znaczne pieniądze, prawie w każdą niedzielę wybierałem się z przyjaciółmi w „tur” po dyskotekach w całym kraju. Oczywiście towarzyszyły temu zarówno alkohol, jak i zabawy – przyznaje ks. Andrzej. – Pewnego dnia przed kolejnym weekendem zadzwoniła mama i poprosiła o zabranie jej z koleżankami do Rosi na rekolekcje. Odmówiłem. Kto chciałby zawiesić serię imprez? Jednak mama zadzwoniła ponownie: u tego, kto obiecał je zawieźć, zepsuł się samochód. Cóż, zgodziłem się”.
Podczas jazdy młody mężczyzna rozbił swój samochód. „Samochód zaczęło rzucać na boki na prawie pustej drodze, na absolutnie płaskim miejscu, trzykrotnie uderzył w metalowe bariery, a w salonie słychać było tylko: «Matko Boża, ratuj!». Biorąc pod uwagę, że naprawdę dobrze prowadziłem, nadal nie rozumiem przyczyny tego zdarzenia. Gdy wszystko ucichło i wysiadłem z samochodu, nagle w mojej głowie pojawiła się myśl: ktoś lub coś nie chce, żebym dotarł do Rosi” – wspomina ksiądz.
Jednak dotarliśmy do sanktuarium, a młody mężczyzna postanowił zajrzeć do kościoła na kilka minut, pomodlić się: w końcu przeżył stres. Z sanktuarium wyszedł jednak dopiero trzy dni później, po zakończeniu rekolekcji, zupełnie innym człowiekiem.
„Tam po raz pierwszy od dwóch lat coś mnie natchnęło, by pójść do spowiedzi. Po wyznaniu grzechów w końcu zniknęły myśli, że Bóg nie wybaczy mi tego, co uczyniłem. Moją uwagę zwróciły również kazania i świadectwa. Ważne jest również to, że po rekolekcjach rzuciłem palenie, chociaż do tej pory codziennie paliłem dwie paczki papierosów. I próbowałem rzucić palenie niejednokrotnie – na marne!
Podczas modlitwy wstawienniczej mama wskazała mi kolejkę, mówiąc, stań i ty, niech się pomodlą nad tobą. Posłuchałem. Stoję, a obok – jeden kuleje, drugi miga. A ja jestem zdrowym 22-latkiem! O co prosić? I nagle intencja – by rzucić palenie. Mężczyzna modlący się nade mną powiedział: jeśli następnym razem zechcesz wziąć papierosa, przypomnij sobie o Chrystusie. Uśmiechnąłem się tylko do siebie i poszedłem” – zauważa ks. Andrzej.
O dziwo od tego momentu młody mężczyzna nie zapalił ani jednego papierosa. Przez pół roku w ogóle nie chciał tego zrobić. Później pragnienie powróciło, jednak w tym okresie udało mu się zbudować taką relację z Chrystusem, która pozwoliła mu pokonać wszelkiego rodzaju słabości. Zmienił się także stosunek do otoczenia:
w miejsce krótkotrwałych romansów – trwały związek, a dla przyjaciół – dobry przykład odwagi, którą starali się naśladować.
Zmieniła się również modlitwa młodego mężczyzny. Jeżeli w dawnych czasach były to tylko znane formuły, teraz się nie lenił, aby wstać wcześniej, otworzyć Biblię i modlić się Słowem Bożym. W ten sposób poznawał, słuchał Ojca Niebieskiego, a potem zaczął zwracać się do Niego własnymi słowami.
W tej kontemplacji stopniowo rodziło się powołanie do kapłaństwa. A dziś ks. Andrzej jest przekonany, że „usłyszeć głos Boga” jest zbyt efemerycznym pojęciem. Powołanie jest rozpoznawane tylko z perspektywy czasu. „Jeśli od kilku lat jestem wikariuszem i czuję się szczęśliwy, mogę powiedzieć, że jestem na swoim miejscu. I dopiero teraz rozumiem, że znaki są zebrane w jedną mozaikę. Na przykład, gdy byłem jeszcze budowniczym, ale już praktykującym wierzącym, ludzie często mówili, że wyszedłby ze mnie dobry ksiądz. Jedna dziewczyna podczas kolejnych rekolekcji w ogóle pomyliła mnie z księdzem, a druga poprosiła o poprowadzenie modlitwy za zmarłych”. Kapłan jest jednocześnie przekonany, że ostry zakręt losu jest częścią zasługi jego mamy i babci, które dużo modliły się, aby rozpoznał on swoje powołanie.
„Najważniejsze, jeżeli szukasz powołania – nie zwlekaj z rozmyśleniami i nie zadawaj sobie zbyt wiele pytań. Podejmij decyzję, próbuj! A po wykonaniu kroku zajmiesz się konsekwencjami i wyciągniesz wnioski. Pamiętaj, bez względu na to, jaką drogę wybierzesz, jej ostatecznym celem jest twoja świętość i świętość tych, którzy są blisko” – dodaje na zakończenie ks. Andrzej.
< Poprzednia | Następna > |
---|
Kalendarz liturgiczny
Obchodzimy imieniny: | |
Dziś wspominamy zmarłych kapłanów: | |
Do końca roku pozostało dni: 86 |
Czekamy na Wasze wsparcie
Drodzy Czytelnicy!
Prosimy Was o pomoc w głoszeniu Dobrej Nowiny. Czekamy na Wasze listy, artykuły, zdjęcia i wsparcie finansowe gazety. Jako jedna rodzina "Słowo Życia" pragniemy nieść słowo Boże, mówić o Chrystusie i Kościele co raz większemu gronu ludzi na Białorusi oraz poza jej granicami.
Prosimy Was o pomoc w głoszeniu Dobrej Nowiny. Czekamy na Wasze listy, artykuły, zdjęcia i wsparcie finansowe gazety. Jako jedna rodzina "Słowo Życia" pragniemy nieść słowo Boże, mówić o Chrystusie i Kościele co raz większemu gronu ludzi na Białorusi oraz poza jej granicami.