GRODNO
Wtorek,
11 lutego 2025 roku |
Z miłością do Boga, z czułością do ukochanej osoby

Nasza znajomość z Maksymem rozpoczęła się na pielgrzymce. Gdy wspominam okoliczności spotkania, zdaję sobie sprawę, że było ono przeznaczone z góry. W 2011 roku po raz pierwszy postanowiłam udać się na pielgrzymkę Grodno-Roś, do cudownej figury Jezusa Frasobliwego. Jednak w przeddzień zbiórki okaza- ło się, że żadna z koleżanek nie może dotrzymać mi towarzystwa, a samej nie pozwolili mi iść rodzice, ponieważ byłam nieletnia i z daleka – z Indury. †

Poznałam przyszłego męża już po głównych uroczystościach w Rosi, po drodze na nocleg. Była noc, a przez to, że było dosyć ciemno prawie nie widzieliśmy swoich twarzy, ale mimo to poczuliśmy wzajemną sympatię. Rano, wracając do Grodna autobusem, już razem śpiewaliśmy pobożne piosenki, a następnego dnia tańczyliśmy „belgijkę” podczas spotkania rozrywkowego dla uczestników pielgrzymki. I tak rozpoczęła się nasza relacja. Maksym przyjeżdżał do mnie do Indury. Prawie wszystkie spotkania odbywały się na terytorium przykościelnym: odbyły się tam pierwsze szczere rozmowy, nastąpił tam i pierwszy pocałunek... Sześć miesięcy później wyznał mi miłość, ale ja z wyznaniem postanowiłam trochę poczekać. Ponieważ miłość jest czymś dojrzałym, sprawdzona czasem lub zahartowana próbami.
W historii naszego związku ważny jest jeden moment. Trzy lata po tym, jak Maksym i ja zostaliśmy parą, poznałam pewną wspólnotę zakonną... I zakochałam się w stylu życia sióstr. Zawsze były radosne, świeciły się pięknem, niestrudzenie chwaliły Boga tańcem i śpiewem. Zaczęły mnie nieustannie otaczać myśli, aby pójść do klasztoru. Gdy podzieliłam się z Maksymem, zaczął płakać. Po raz pierwszy zobaczyłam jego łzy. Zaczęłam dużo modlić się o rozpoznanie drogi życiowej i pewnego dnia, modląc się Pismem Świętym, postanowiłam losowo otworzyć stronę Biblii. I wpadłam na słowa z Księgi proroka Jeremiasza: „Dokądże będziesz chwiejna, Córko buntownicza? Pan bowiem stworzył nową rzecz na ziemi: niewiasta zatroszczy się o męża” (Jer 31, 22). Wszystkie wątpliwości natychmiast zniknęły, a dalsze losy zostały określone.
Wzruszające wspomnienia wywołuje moment, w którym Maksym mi się oświadczył. W tym czasie byłam w małym miasteczku w Polsce na misjach, gdzie zostałam zaproszona przez moich przyjaciół i mentora duchowe- go dominikanina o. Tomasza Mika OP. W ciągu tygodnia dawałam świadectwa, organizowałam modlitwę, zbierałam datki na wakacje dla młodzieży. Pośród wszystkich zmartwień przybył Maksym i zaprosił mnie do restauracji. O. Tomasz nie zgodził się, ponieważ byłam pod jego opieką, a ja się nawet ucieszyłam. Czułam, że Maksym chce mi się oświadczyć, a spotkanie w restauracji wydawało się zbyt banalne. W rezultacie spotkaliśmy się pod kościołem: był późny wieczór, a na ulicy rozpoczynał się huragan. Czyż nie romantycznie? Maksym podał mi album ze zdjęciami w prezencie, w którym musieliśmy zacząć notować nowy etap swojego życia, a pierścionek wypadł z albumu i poturlał się... Przestraszyliśmy się, ale znaleźliśmy go.
Podczas ślubu oboje byliśmy szczęśliwi, ponieważ wiedzieliśmy: jeśli w małżeństwie na pierwszym miejscu jest Bóg, życie rodzinne będzie udane. Dziś mamy już wspólne owoce: pięknego syna Adriana i mały biznes. Poprzez stronę Instagram „Буцік БоБо” sprzedajemy autorskie plakaty, pocztówki, kalendarze i kubki o tematyce chrześcijańskiej. Zajmuję się projektowaniem, a Maksym – wszystkimi sprawami organizacyjnymi. Wszystko na chwałę Pana!

Okres bukietu cukierków w pełni zasłużył na swoją nazwę: każda minuta była pełna romantyczności. Bukiet chabrów na pierwszym spotkaniu, podwójne „вышымайкi” (osobliwe koszulki z białoruskim ornamentem – uw. aut.), wycieczki po Grodnie i wiele innych rzeczy sprawiły, że nasze spotkania były bardzo wzniosłe.
Oczywiste jest, że z osobliwym wzruszeniem wspominam sobie moment, w którym Michał mi się oświadczył. Był ciepły majowy wieczór. Poszliśmy na spacer po obejrzeniu spektaklu teatralnego „451° Fahrenheita”, dzieląc się wrażeniami z tego, co zobaczyliśmy. Doszliśmy do Kołożskiej Cerkwi i nagle Michał klęka na jedno kolano i prosi, abym została jego żoną. Jakby na zamówienie bardzo głośno śpiewał nad nami słowik.
Dwa miesiące później zorganizowaliśmy ślub. Na początku bardzo ważną wagę przywiązaliśmy nie do rejestracji w Urzędzie Stanu Cywilnego, ale do ślubu w kościele. Wcześniej poprosiliśmy organistę o zagranie na Mszy Świętej „Mahutny Boża” – duchowy hymn Białorusi. Brzmiało to niezwykle uroczyście i wciąż mam ciarki, gdy o tym wspominam. Sama przysięga wierności okazała się bardzo wzniosła. Po długim czasie nie mogłam odejść od emocji, a wiele zdjęć ze świątyni wyszło z narzeczoną-płaksą.
Za naszą historię miłosną jestem wdzięczna Ojcu Niebieskiemu. Jeszcze przed spotkaniem z Michasiem dowiedziałam się o modlitwie do św. Józefa o dobrego męża. Przez rok z pełnym zaufaniem starannie ją odmawiałam. I na mojej drodze pojawił się młody mężczyzna, którego obraz miałam w głowie – dokładnie taki, o którego prosiłam. I jak po tym nie uwierzyć w cud od Boga? A propos, mąż zawsze modlił się, aby Bóg pomógł mu spotkać dobrą żonę.
Nie zapomnieliśmy też o wdzięczności dla świętego patrona. Urodził się nam syn, którego nazwaliśmy Michał Józef. Udało mu się też zostać chrześcijaninem, poprzez przyjęcie sakramentu chrztu. Życie toczy się dalej. I wierzymy, że bez pomocy Boga wszystko wyglądałoby inaczej.

W pielgrzymce prawie nikogo nie znałam, ponieważ do tej pory zawsze chodziłam do Budsławia z Baranowicz. Dlatego razem z przyjaciółką postanowiliśmy stopniowo poznawać uczestników. Zaproponowałam, aby zacząć od młodego mężczyzny, kierującym ruchem pielgrzymki, a gdy do niego podeszłam, zobaczyłam, że nie ma przyjaciółki w pobliżu. Przywitałam się, ale był małomówny – powiedział tylko swoje imię i skąd pochodzi. Po zrobieniu jego zdjęcia (ponieważ zawsze fotografowałam na pielgrzymkach), wróciłam do przyjaciółki. Do ostatniego dnia pielgrzymki nie widzieliśmy się.
Jednak na zakończenie uroczystości w Budsławiu, gdy się żegnaliśmy, Denis powiedział, że znajdzie mnie w sieciach społecznościowych. Zaczęliśmy więc kontaktować online. Dwa tygodnie później spotkaliśmy się ponownie na Festiwalu w Gudogaju, gdzie bardzo szybko uświadomiliśmy sobie, że się w sobie zakochaliśmy. Wyznaliśmy miłość od razu, a teraz, patrząc na naszą rodzinę, zdajemy sobie sprawę, że się nie pośpieszyliśmy.
Podczas okresu bukietu cukierków było wiele romantycznych chwil. Biorąc pod uwagę, że mieszkaliśmy na odległości (jestem z Brześcia, a on z Gudogaju), Denis często robił niespodzianki swoim przyjazdem i zawsze przywoził wiele moich ulubionych słodyczy. A najważniejszym momentem było zawarcie małej umowy na samym początku naszej relacji: poprosiliśmy o wzajemną uczciwość. Przypuszczam, że stało się to kluczem do silnej rodziny, pomimo wszystkich trudności.
Denis oświadczył mi się na uroczystość Mat- ki Bożej Szkaplerznej pięć lat po znajomości. Było to bardzo symboliczne, ponieważ okazało się, że Matka Boża Budsławska nas „przedstawiła”, a Matka Boża Gudogajska „poślubiła”. Braliśmy ślub z pełnym zaufaniem Bożemu planowi, składając przysięgę i patrząc sobie w oczy.
Bez Boga nie byłoby nic w naszym wspólnym życiu – tylko On mógł wszystko tak genialnie ułożyć. W 2011 roku ani ja, ani Denis nie wybieraliśmy się na pielgrzymkę Gudogaj-Budsław, jednak prawie w ostatniej chwili wszystko potoczyło się inaczej. I w końcu okazało się cudownie!
Teraz co roku udajemy się na pielgrzymkę do sanktuarium Matki Bożej Budsławskiej z wdzięcznością za nasze spotkanie, często tam przyjeżdżamy i bez większego powodu, ponieważ czujemy, że tam jest miejsce naszej mocy! A ostatnio chodziliśmy tam z naszymi małymi cudami – córkami Elianą i Arianą.
< Poprzednia | Następna > |
---|
Kalendarz liturgiczny
![]() | |
Obchodzimy imieniny: | |
Do końca roku pozostało dni: 324 |
Czekamy na Wasze wsparcie

Prosimy Was o pomoc w głoszeniu Dobrej Nowiny. Czekamy na Wasze listy, artykuły, zdjęcia i wsparcie finansowe gazety. Jako jedna rodzina "Słowo Życia" pragniemy nieść słowo Boże, mówić o Chrystusie i Kościele co raz większemu gronu ludzi na Białorusi oraz poza jej granicami.