GRODNO
Piątek,
11 października 2024 roku |
Nauczyć się ratować życie
Nieszczęśliwe zdarzenia, urazy i choroby nagle mogą nam się przydarzyć. Co należy zrobić w pierwszych sekundach po oparzeniu termicznym? Co się stanie, jeśli pojawią się drgawki lub jeśli dziecko zakrztusiło się lub połknęło coś niebezpiecznego? Każdy powinien mieć minimalne umiejętności resuscytacji – tak powinno być w ideale. Lecz w praktyce niewiele osób może udzielić pierwszej pomocy sobie i innym. Lekarz anestezjolog-resuscytator Maksym Tarantej jest przekonany, że jeśli dać rodzicom niezbędną wiedzę i wypracować ją w praktyce, można zmniejszyć liczbę chorób wieku dziecięcego, niepełnosprawności i śmiertelności.
Działać zdecydowanie i bez paniki
Maksym Tarantej – anestezjolog-resuscytator w 3 pokoleniu. Pracuje w Grodzieńskim Obwodowym Szpitalu Klinicznym dla dzieci. †
Maksym Tarantej – anestezjolog-resuscytator w 3 pokoleniu. Pracuje w Grodzieńskim Obwodowym Szpitalu Klinicznym dla dzieci. †
– W rodzinie, z której pochodzę, mama, tata, babcia i dziadek są lekarzami, więc nad wyborem zawodu nie musiałem się długo zastanawiać. Jeszcze ze szkolnych lat lubiłem nauki ścisłe. Byłem medalistą republikańskich olimpiad z biologii i ostatecznie wybrałem medycynę jako drogę zawodową, – mówi Maksym. – Dlaczego kierunek anestezjologia-resuscytacja? To jest odpowiedzialne i ważne. Poza tym chciałem kontynuować to, co zaczął dziadek i kontynuował ojciec. Praca Maksyma ma charakter zmienny: dyżur ma to w dzień, to w nocy. Czasami powinien był razem z zespołem wyjazdowej brygady pediatrycznej wyjeżdżać do obwodu i transportować dzieci w ciężkim stanie do szpitala w Grodnie. W ciągu 8 lat swojej praktyki widział wiele: małych pacjentów przyjmowanych na intensywną terapię z poważnymi oparzeniami i z ciałami obcymi w drogach oddechowych.
– Prawie codziennie spotykam się z urazami, których w zasadzie można byłoby uniknąć. Nieszczęśliwe zdarzenia zdarzają się często, ponieważ rodzice nie myślą o tym, co może być niebezpieczne, – wyjaśnia Maksym. – Na przykład, mogą to być baterie, które wypadły z zabawki, ponieważ rodzice nie zabezpieczyli stosownie wnętrza, gdzie się je wkłada, taśmą klejącą; monety, które umieścili na komodzie, ponieważ dziecko nie sięgało tam wcześniej, a następnie dorosło, wzięło je do rączki i połknęło. Nie należy również zapominać o gniazdkach, do których należy włożyć wtyczki. Co roku częstsze są przypadki wypadania dzieci z okien, dlatego konieczne jest stosowanie systemów, które przed tym chronią. Jak zauważa lekarz, rodzice powinni zrozumieć, że od ich działań w pierwszych minutach w jakiejś sytuacji może zależeć nie tylko życie dziecka i rodziny jako całości, lecz także jakość tego życia. Na przykład, co należy zrobić, jeśli dziecko się dławi i nie oddycha? Większość nie wie, jak się poprawnie zachować w takiej sytuacji, zaczyna trząść dziecko do góry nogami, woła o pomoc lub dzwoni pod numer 103. Lecz jest tzw. ”złota chwila”, podczas której poszkodowana osoba wciąż jest przytomna. Trzeba natychmiast ją ratować: najpierw trzeba wykonać uderzenia między łopatkami (w zależności od wieku, są one wykonywane na różne sposoby), a następnie – manewr Heimlicha.
Najważniejsze – jest obserwowanie dziecka i ocena miejsca, w którym się znajduje: w domu, na ulicy, na placu zabaw czy na wyjeździe. Najbardziej niebezpiecznym okresem jest, gdy dziecko zaczyna raczkować i wszystko wciąga do ust. Nie odczuwa zagrożenia w otaczających go przedmiotach. Dlatego uważam, że dużą uwagę należy zwrócić na zapobieganie nieszczęśliwych zdarzeń, – podkreśla rozmówca. – O wielu rzeczach nawet nie myślimy, a one mogą być przyczyną tragedii. Banalny przykład: babcia rozcieńczyła wybielacz w butelce po kwasie lub soku i zostawiła go w toalecie.
Dziecko przechodzi obok, bierze i wypija łyk. Ono nawet nie pomyśli, że w butelce może być jakiś niebezpieczny płyn. W ostatnich latach mamy również do czynienia z faktem, że zabawki edukacyjne, zwłaszcza magnetyczne konstruktory, mogą nieść zagrożenie. Jeśli dziecko połknęło kilka takich części w określonym interwale czasowym, łącząc się w ciele między ścianami narządów wewnętrznych, w ciągu jednej doby mogą utworzyć dziurę.
Przez lata swojej praktyki lekarz wiele analizował, szczegółowo rozjaśniał sytuacje awaryjne, w których znaleźli się jego mali pacjenci i za każdym razem dochodził do wniosku: jeśli rodzice wiedzieli, jak prawidłowo i we właściwym czasie pomóc dziecku, można byłoby uniknąć wielu komplikacji.
Rodzina – podstawa bezpieczeństwa dziecka
W ubiegłym roku lekarz opracował specjalny kurs edukacyjny i prowadzi zajęcia szkoleniowe dla rodziców w zakresie pierwszej pomocy w nagłych wypadkach. Celem projektu „SpasiKIDS” jest nie tylko nauczenie prawidłowego udzielania pomocy przedoperacyjnej dzieciom w nagłych wypadkach, lecz także nauczenie zapobiegania takim sytuacjom.
– Jest to pierwszy tego typu projekt nie tylko w Grodnie, lecz na Białorusi. Do jego powstania, na pewno, przyczyniło się nieszczęśliwe wydarzenie, które zdarzyło się mojej czteroletniej córce. Odpoczywaliśmy w domu letniskowym. Córka jeździła na hulajnodze, potknęła się przy ognisku, upadła i ręką dotknęła rozżarzonych węgli. Na szczęście byłem blisko i szybko zareagowałem. Otworzyłem kran z zimną wodą i wsadziłem uszkodzoną rękę pod strumień wody. Dzięki szybkim działaniom udało się uniknąć głębokich oparzeń. Wszystko zagoiło się bez operacji, bez przeszczepów skóry i blizn. Później zdałem sobie sprawę, że był to jeden z momentów, które skłoniły mnie do dzielenia się podstawami bezpieczeństwa z innymi rodzicami.
Szkoła „SpasiKIDS” ma 2 kierunki działalności. Pierwszy – społeczny, to bezpłatne szkolenia dla rodziców z organizacji „Rana” (Republikańskie Stowarzyszenie Społeczne Rodziców Wcześniaków) i centrum „PARA” (Społeczno-Charytatywna Instytucja dla rodziców dzieci, które borykają się z onkologią), a także zajęcia w klinice nr 7 miasta Grodno, gdzie zorganizowana jest „Szkoła przyszłej Matki”, w perspektywie – współpraca z hospicjum dziecięcym. Drugi kierunek – komercyjny, pomagający w istnieniu projektu i uzupełnianiu jego zasobów materialno-technicznych.
– Za granicą programy szkoleniowe tego rodzaju są bardzo popularne, – mówi Maksym. – Zasady pierwszej pomocy są nauczane już od początku szkoły. Mogą nawet wystąpić problemy z przyjęciem do pracy, jeśli nie ma certyfikatu ukończenia kursu pierwszej pomocy. W szkołach jazdy nacisk kładzie się również nie na krótki kurs, lecz na pełne szkolenie z praktycznym wypracowaniem zdobytej wiedzy. Pod tym względem jesteśmy bardzo daleko do tyłu. Tymczasem jakość pierwszej pomocy w dużej mierze zależy od osób, które są w pobliżu i, z reguły, od członków rodziny. Każdy z nas musi zdawać sobie sprawę, że może się zdarzyć sytuacja, w której życie i zdrowie drugiej osoby będzie zależało od naszej wiedzy i umiejętności.
Do szkoły „SpasiKIDS” przychodzą ludzie w różnym wieku. Autor projektu spotyka się z grupą trzykrotnie. Są to standardowe zajęcia, które trwają półtorej godziny: najpierw jest część teoretyczna, potem lekarz demonstruje obecnym, jak udzielać pomocy w nagłych wypadkach, a następnie są ćwiczenia praktyczne na lalkach i specjalnych manekinach.
– Od założenia szkoły zainteresowanie nią rosło. Wygraliśmy nawet w nominacji medycznej w republikańskim konkursie projektów społecznych SocialWeekend 2019, – podkreśla rozmówca. – Teraz, niestety, ze względu na niekorzystną sytuację epidemiologiczną w kraju, musieliśmy odwołać spotkania, lecz przeszliśmy do nowego formatu – szkolenia online.
Autor projektu podkreśla, że pomagają poradzić mu z dużą ilością pracy jego żona Katarzyna, która zajmuje się administracją, komunikacją z ludźmi i prowadzi sieci społeczne, a także kolega anestezjolog-resuscytator Irena Bublewicz.
– „SpasiKIDS” daje mi energię i siłę. Gdy widzę wdzięcznych rodziców, którzy mówią, że udało się im uniknąć nieprzyjemnej sytuacji lub byli w stanie prawidłowo udzielić pierwszej pomocy, czuję emocjonalne uniesienie. W takich chwilach wiem, że wszystko nie robi się na próżno – podsumowuje Maksym Tarantej.
– Prawie codziennie spotykam się z urazami, których w zasadzie można byłoby uniknąć. Nieszczęśliwe zdarzenia zdarzają się często, ponieważ rodzice nie myślą o tym, co może być niebezpieczne, – wyjaśnia Maksym. – Na przykład, mogą to być baterie, które wypadły z zabawki, ponieważ rodzice nie zabezpieczyli stosownie wnętrza, gdzie się je wkłada, taśmą klejącą; monety, które umieścili na komodzie, ponieważ dziecko nie sięgało tam wcześniej, a następnie dorosło, wzięło je do rączki i połknęło. Nie należy również zapominać o gniazdkach, do których należy włożyć wtyczki. Co roku częstsze są przypadki wypadania dzieci z okien, dlatego konieczne jest stosowanie systemów, które przed tym chronią. Jak zauważa lekarz, rodzice powinni zrozumieć, że od ich działań w pierwszych minutach w jakiejś sytuacji może zależeć nie tylko życie dziecka i rodziny jako całości, lecz także jakość tego życia. Na przykład, co należy zrobić, jeśli dziecko się dławi i nie oddycha? Większość nie wie, jak się poprawnie zachować w takiej sytuacji, zaczyna trząść dziecko do góry nogami, woła o pomoc lub dzwoni pod numer 103. Lecz jest tzw. ”złota chwila”, podczas której poszkodowana osoba wciąż jest przytomna. Trzeba natychmiast ją ratować: najpierw trzeba wykonać uderzenia między łopatkami (w zależności od wieku, są one wykonywane na różne sposoby), a następnie – manewr Heimlicha.
Najważniejsze – jest obserwowanie dziecka i ocena miejsca, w którym się znajduje: w domu, na ulicy, na placu zabaw czy na wyjeździe. Najbardziej niebezpiecznym okresem jest, gdy dziecko zaczyna raczkować i wszystko wciąga do ust. Nie odczuwa zagrożenia w otaczających go przedmiotach. Dlatego uważam, że dużą uwagę należy zwrócić na zapobieganie nieszczęśliwych zdarzeń, – podkreśla rozmówca. – O wielu rzeczach nawet nie myślimy, a one mogą być przyczyną tragedii. Banalny przykład: babcia rozcieńczyła wybielacz w butelce po kwasie lub soku i zostawiła go w toalecie.
Dziecko przechodzi obok, bierze i wypija łyk. Ono nawet nie pomyśli, że w butelce może być jakiś niebezpieczny płyn. W ostatnich latach mamy również do czynienia z faktem, że zabawki edukacyjne, zwłaszcza magnetyczne konstruktory, mogą nieść zagrożenie. Jeśli dziecko połknęło kilka takich części w określonym interwale czasowym, łącząc się w ciele między ścianami narządów wewnętrznych, w ciągu jednej doby mogą utworzyć dziurę.
Przez lata swojej praktyki lekarz wiele analizował, szczegółowo rozjaśniał sytuacje awaryjne, w których znaleźli się jego mali pacjenci i za każdym razem dochodził do wniosku: jeśli rodzice wiedzieli, jak prawidłowo i we właściwym czasie pomóc dziecku, można byłoby uniknąć wielu komplikacji.
Rodzina – podstawa bezpieczeństwa dziecka
W ubiegłym roku lekarz opracował specjalny kurs edukacyjny i prowadzi zajęcia szkoleniowe dla rodziców w zakresie pierwszej pomocy w nagłych wypadkach. Celem projektu „SpasiKIDS” jest nie tylko nauczenie prawidłowego udzielania pomocy przedoperacyjnej dzieciom w nagłych wypadkach, lecz także nauczenie zapobiegania takim sytuacjom.
– Jest to pierwszy tego typu projekt nie tylko w Grodnie, lecz na Białorusi. Do jego powstania, na pewno, przyczyniło się nieszczęśliwe wydarzenie, które zdarzyło się mojej czteroletniej córce. Odpoczywaliśmy w domu letniskowym. Córka jeździła na hulajnodze, potknęła się przy ognisku, upadła i ręką dotknęła rozżarzonych węgli. Na szczęście byłem blisko i szybko zareagowałem. Otworzyłem kran z zimną wodą i wsadziłem uszkodzoną rękę pod strumień wody. Dzięki szybkim działaniom udało się uniknąć głębokich oparzeń. Wszystko zagoiło się bez operacji, bez przeszczepów skóry i blizn. Później zdałem sobie sprawę, że był to jeden z momentów, które skłoniły mnie do dzielenia się podstawami bezpieczeństwa z innymi rodzicami.
Szkoła „SpasiKIDS” ma 2 kierunki działalności. Pierwszy – społeczny, to bezpłatne szkolenia dla rodziców z organizacji „Rana” (Republikańskie Stowarzyszenie Społeczne Rodziców Wcześniaków) i centrum „PARA” (Społeczno-Charytatywna Instytucja dla rodziców dzieci, które borykają się z onkologią), a także zajęcia w klinice nr 7 miasta Grodno, gdzie zorganizowana jest „Szkoła przyszłej Matki”, w perspektywie – współpraca z hospicjum dziecięcym. Drugi kierunek – komercyjny, pomagający w istnieniu projektu i uzupełnianiu jego zasobów materialno-technicznych.
– Za granicą programy szkoleniowe tego rodzaju są bardzo popularne, – mówi Maksym. – Zasady pierwszej pomocy są nauczane już od początku szkoły. Mogą nawet wystąpić problemy z przyjęciem do pracy, jeśli nie ma certyfikatu ukończenia kursu pierwszej pomocy. W szkołach jazdy nacisk kładzie się również nie na krótki kurs, lecz na pełne szkolenie z praktycznym wypracowaniem zdobytej wiedzy. Pod tym względem jesteśmy bardzo daleko do tyłu. Tymczasem jakość pierwszej pomocy w dużej mierze zależy od osób, które są w pobliżu i, z reguły, od członków rodziny. Każdy z nas musi zdawać sobie sprawę, że może się zdarzyć sytuacja, w której życie i zdrowie drugiej osoby będzie zależało od naszej wiedzy i umiejętności.
Do szkoły „SpasiKIDS” przychodzą ludzie w różnym wieku. Autor projektu spotyka się z grupą trzykrotnie. Są to standardowe zajęcia, które trwają półtorej godziny: najpierw jest część teoretyczna, potem lekarz demonstruje obecnym, jak udzielać pomocy w nagłych wypadkach, a następnie są ćwiczenia praktyczne na lalkach i specjalnych manekinach.
– Od założenia szkoły zainteresowanie nią rosło. Wygraliśmy nawet w nominacji medycznej w republikańskim konkursie projektów społecznych SocialWeekend 2019, – podkreśla rozmówca. – Teraz, niestety, ze względu na niekorzystną sytuację epidemiologiczną w kraju, musieliśmy odwołać spotkania, lecz przeszliśmy do nowego formatu – szkolenia online.
Autor projektu podkreśla, że pomagają poradzić mu z dużą ilością pracy jego żona Katarzyna, która zajmuje się administracją, komunikacją z ludźmi i prowadzi sieci społeczne, a także kolega anestezjolog-resuscytator Irena Bublewicz.
– „SpasiKIDS” daje mi energię i siłę. Gdy widzę wdzięcznych rodziców, którzy mówią, że udało się im uniknąć nieprzyjemnej sytuacji lub byli w stanie prawidłowo udzielić pierwszej pomocy, czuję emocjonalne uniesienie. W takich chwilach wiem, że wszystko nie robi się na próżno – podsumowuje Maksym Tarantej.
< Poprzednia | Następna > |
---|
Kalendarz liturgiczny
Obchodzimy imieniny: | |
Do końca roku pozostało dni: 82 |
Czekamy na Wasze wsparcie
Drodzy Czytelnicy!
Prosimy Was o pomoc w głoszeniu Dobrej Nowiny. Czekamy na Wasze listy, artykuły, zdjęcia i wsparcie finansowe gazety. Jako jedna rodzina "Słowo Życia" pragniemy nieść słowo Boże, mówić o Chrystusie i Kościele co raz większemu gronu ludzi na Białorusi oraz poza jej granicami.
Prosimy Was o pomoc w głoszeniu Dobrej Nowiny. Czekamy na Wasze listy, artykuły, zdjęcia i wsparcie finansowe gazety. Jako jedna rodzina "Słowo Życia" pragniemy nieść słowo Boże, mówić o Chrystusie i Kościele co raz większemu gronu ludzi na Białorusi oraz poza jej granicami.