GRODNO
Środa,
24 kwietnia
2024 roku
 

Aby świątynia znów zalśniła bielą

Życie Kościoła

Dzięki sprawnym działaniom strażaków ogień nie zdążył wyrządzić nieodwołalną szkodę

Ołtarze pokryte plamami sadzy, czarny sufit, potłuczone szyby i wyniszczona zakrystia – w takim stanie wieczorem 14 sierpnia ujrzeli miejscowi wierni hożowski kościół pw. świętych apostołów Piotra i Pawła po pożarze. Już ponad miesiąc proboszcz ks. Paweł Szańczuk wspólnie z parafianami likwiduje jego skutki: ludzie każdego dnia gromadzą się razem, by sprzątać, czyścić, myć, odnawiać poszkodowaną przez ogień świątynię, i przygotowują ją do kosmetycznego remontu. Mimo przykrych wydarzeń kapłanowi oraz wiernym nie wolno opuszczać rąk: trzeba gorliwie pracować, by przywrócić należyty wygląd kościołowi, który w następnym roku będzie obchodził swój jubileusz 150-lecia.
Skutki pożaru
    Według wyników dochodzeń specjalnej grupy śledczej przyczyną pożaru w kościele w Hoży było uderzenie błyskawicy. Najpierw zapaliła się tablica rozdzielcza w zakrystii, w skutek czego spłonęła ona doszczętnie.
    „Pożar zauważono nie od razu – opowiada ks. Paweł. – Dopiero gdy kościół był pełen dymu i szare kłęby zaczęły się wydobywać z wieży kościelnej, ludzie go dostrzegli. Pomyśleli nawet, że się palą same wieże. Gasić ogień przyjechało 6 drużyn straży pożarnej. Dzięki zgranym działaniom strażaków udało się uratować świątynię. Nie wiadomo, jaką szkodę mógł wyrządzić ogień, gdyby nie został pokonany w odpowiednim czasie”.
Proboszcz wyznaje, że w zakrystii, która najbardziej ucierpiała, znajdowały się archiwalne dokumenty od 1991 roku – metryki chrztów, ślubów i pogrzebów, a także księgi i szaty liturgiczne. Wszystko zostało zniszczone przez ogień.
   
Pożar w kościele stał się trudnym doświadczeniem dla hożowskiej parafii. Niedawno cała świątynia została wyremontowana. Teraz trzeba będzie dołożyć wielu starań, by skończyć prace restauracyjne przed jubileuszem 150-lecia. Zapoznać się z informacją o postępach w remoncie oraz śledzić wydarzenia z życia parafii można na stronie nashaparafia.com.

 Gorliwi parafianie, i mali, i duzi, sprzątają w świątyni   „Bardzo się martwiłem, że z powodu pożaru straciliśmy ornat z końca XIX wieku – cenną historyczną szatę kapłańską, wyszytą srebrnymi nićmi – dzieli się kapłan. – Jednak na szczęście ocalał. Młodzież korzystała z niego podczas bożonarodzeniowego przedstawienia, później zapomniała go zwrócić i pozostawiła w innym miejscu, gdzie nie dotarł ogień. Bardzo mi szkoda stuletnich organów, w których z powodu wysokiej temperatury roztopiły się metalowe rury. Instrument przez dłuższy czas leżał na chórze nikomu nie potrzebny, nawet przez myśl nie przeszło, że może znów zabrzmieć. 7 lat temu organy udało się naprawić.
    Były naszym wyróżnikiem, upiększały nabożeństwa, ale tak krótko nam posłużyły. Dzięki Bogu, odszukałem mistrza, który kiedyś je naprawiał. Obiecał, że zajmie się instrumentem i, mimo poniesionej szkody, organy znów zabrzmią”. Ks. Paweł zaznacza też, że ze względu na wysoką temperaturę popękały niektóre drewniane elementy w środkowej części kościoła, została nieznacznie uszkodzona podłoga w prezbiterium. Jednak są to drobnostki – na szczęście ogień nie rozprzestrzenił się dalej, gdyż wtedy mogła się zapalić najważniejsza część świątyni. „To prawdziwy cud – mówi kapłan. – Na pewno Matka Boża Pocieszenia, której obraz znajduje się w środkowym ołtarzu, uratowała nasz kościół”.
   
    Prace restauracyjne
    Po pożarze ks. Paweł doświadczył od ludzi dużej solidarności. Wierni przychodzili do świątyni całymi rodzinami: każdy chciał pomóc. Warto zaznaczyć, że wśród tych, którzy nie pozostali obojętni, byli nie tylko miejscowi katolicy, lecz także prawosławni.
    „Próba, która wypadła na nasz los, zjednoczyła mieszkańców Hoży. W pierwszych dniach przychodziło tylu chętnych, że szczerze mówiąc, trudno było dla każdego znaleźć pracę – mówi proboszcz. – Ponieważ cały kościół od podłogi do sufitu został zadymiony i pobrudzony przez sadzę, trzeba było wynieść to, co się da, na dwór, wyczyścić i wymyć. Staraliśmy się pracować szybko, zanim brud wsiąknie do ołtarzy, obrazów i ławek. Musieliśmy też umyć wszystkie ściany, inaczej nie mielibyśmy możliwości je przemalować”.
   
Kościół pw. świętych apostołów Piotra i Pawła w Hoży doświadczył pożaru w czasie wojny w 1942 roku. Wtedy w wieżę świątyni trafił pocisk i całe wnętrze kościoła spłonęło.

  Najbardziej ucierpiała w pożarze zakrystia  „Próba, która wypadła na nasz los, zjednoczyła mieszkańców Hoży. W pierwszych dniach przychodziło tylu chętnych, że szczerze mówiąc, trudno było dla każdego znaleźć pracę – mówi proboszcz. – Ponieważ cały kościół od podłogi do sufitu został zadymiony i pobrudzony przez sadzę, trzeba było wynieść to, co się da, na dwór, wyczyścić i wymyć. Staraliśmy się pracować szybko, zanim brud wsiąknie do ołtarzy, obrazów i ławek. Musieliśmy też umyć wszystkie ściany, inaczej nie mielibyśmy możliwości je przemalować”.
    Ks. Paweł opowiada, że musieli sporo się napracować z dużymi oknami. Jest ich w kościele 12. Część została stłuczona podczas gaszenia pożaru. Mężczyźni wyjmowali okna, wymieniali, gdzie trzeba, szyby, malowali ramy, po czym wstawiali je z powrotem. Później każde okno przykrywano folią, by nie uszkodzić podczas malowania ścian.
    „Najpierw przy wejściu do kościoła rzucała się w oczy sadza, która była wszędzie – tłumaczy kapłan. – Obecnie świątynia jest częściowo wymyta, wywietrzono strasznie nieprzyjemny zapach dymu. Wierni co dnia przychodzą tu po pracy, kontynuują porządki w kościele. Szczególne wrażenie wywiera na mnie postawa starszych osób, które mimo podeszłego wieku starają się przynajmniej w czymś pomóc. Teraz bez wahania mogę powiedzieć, że to nieszczęście nas zjednoczyło. Pierwsze dnie były bardzo trudne, pełne negatywnych emocji. Nie miałem pojęcia, od czego zacząć. A dziś jest już więcej pozytywu. Nie czuję się zmieszany, gdyż widzę, że nie jestem sam, że ten kościół jest potrzebny nie tylko mnie, kapłanowi, lecz także wszystkim parafianom, którzy ofiarują swój czas i siły.
    Za to każdemu z nich jestem bezgranicznie wdzięczny. Osobne podziękowanie składam na ręce kapłanów i wiernych z innych parafii diecezji grodzieńskiej, którzy nie porzucili nas sam na sam z nieszczęściem i okazali wsparcie materialne”.
   
   Świątynia żyje
    Ks. Paweł Szańczuk dzieli się, że pierwsza Msza św., która odbyła się po pożarze, była bardzo trudna zarówno dla niego, jak i dla obecnych wiernych. Nie dało się powstrzymać łzy, patrząc na podniszczoną świątynię. Cieszyło tylko to, że nie zważając na smutne okoliczności, nabożeństwa w miejscowym kościele nie zostały odwołane i będą się odbywały w zwykłym trybie.
    „Po trzech dniach po pożarze rodzice przynieśli do świątyni dziecko, by je ochrzcić. Potem odbyło się kolejne podniosłe wydarzenie: młoda para wzięła ślub. Później miał miejsce kolejny chrzest...
    I nic strasznego, że ściany kościoła wtedy były czarne, gdyż dusze ludzi były jasne” – mówi kapłan.

 

Kalendarz 2022

Kalendarz
«Słowo Życia»
na rok 2022

Czekamy na Wasze wsparcie

skarbonkaDrodzy Czytelnicy!
Prosimy Was o pomoc w głoszeniu Dobrej Nowiny. Czekamy na Wasze listy, artykuły, zdjęcia i wsparcie finansowe gazety. Jako jedna rodzina "Słowo Życia" pragniemy nieść słowo Boże, mówić o Chrystusie i Kościele co raz większemu gronu ludzi na Białorusi oraz poza jej granicami.