Kryzys powołań: refleksja i analiza

Aktualności - Wywiad

Grodzieńska wspólnota seminaryjna podczas zakończenia roku akademickiego 2021-2022

Tylko w diecezji grodzieńskiej funkcjonuje 16 dekanatów, w skład których wchodzi około 170 parafii. Wiadomo, że część wsi obejmuje jeden ksiądz. Jednak księży, którzy kończą naukę w seminariach diecezjalnych i zakonnych, jest znacznie mniej. Czerwiec zaś w naszej diecezji został ogłoszony miesiącem modlitwy o nowe powołania do służby w Kościele na Grodzieńszczyźnie.
    O problematyce liczby powołań na Białorusi i na świecie, przyczynach kryzysu powołań i możliwych sposobach zmiany sytuacji rozmawialiśmy z o. Aleksandrem Żarnosiekiem, kaznodzieją i rekolekcjonistą ze Zgromadzenia Ojców Marianów.


   – Tendencja małej liczby powołań dotyczy całego świata, czy sytuacja na Białorusi wygląda tak samo, czy jest inaczej?
    – Czy różni się od światowej? Chyba nie. Tylko na światową trzeba patrzeć w zależności od kontynentu. Jedna sytuacja będzie w Azji, Afryce, zupełnie inna w Ameryce Łacińskiej i Północnej. Na przykład w Azji (przynajmniej w Indiach, w których istnieją prowincje chrześcijańskie, lub na Filipinach, w Indonezji – tam, gdzie są wyspy chrześcijańskie) nie ma problemów z powołaniami. Tam są tylko ograniczone miejsca w seminariach i nie każdy zostanie przyjęty, a wiele osób z Azji studiuje w europejskich seminariach.
    Afryka to zupełnie inny temat. Jest też wiele powołań, ale jest nieco inna specyfika, trudniejsza. Wiem, że w Ameryce Północnej do naszego zgromadzenia przychodzi dość duży odsetek ludzi w wieku około 30-40 lat, to znaczy istnieje wzrost w takich granicach.
    Każdy kontynent posiada swoje własne niuanse, a wyraźny kryzys powołań jednoznacznie dotknął Europę. Wiadomo, że państwa europejskie są różne i w pewnym momencie kryzys nie ominął nawet takich katolickich krajów jak Irlandia, Portugalia, gdzie zawsze było mnóstwo powołań. W swoim czasie seminaria w Irlandii przygotowywały wielu misjonarzy do posługi, a teraz są one puste. Pod tym względem i Polska nie była wyjątkiem. I wygląda na to, że Białoruś nadrabia zaległości. Podążamy za tymi samymi tendencjami.
    Jaki jest tego powód? Ludzie całe książki piszą o kryzysie w Kościele, o kryzysie powołań, badają i analizują. Moim zdaniem istnieją co najmniej dwa powody. Pierwszym z nich jest kryzys wewnątrz Kościoła: kryzys duchowieństwa, samych struktur Kościoła. Bardzo wielu księży przeżywa własny kryzys. Od czasu do czasu można usłyszeć historię o odejściu z kapłaństwa.
    Drugim powodem, powiedziałbym, jest problem ludzkiej cywilizacji. Cywilizacja europejska jest materialnie rozwinięta, zabezpieczona finansowo, plus globalizacja, plus internet, plus ta świeckość, która również idzie w parze z globalizacją i bogactwem materialnym. Wpłynęło to również na Kościół i powołania. Taka jest moja osobista opinia.
   
    – Wygląda na to, że człowiek nasycony rzeczami materialnymi nie odczuwa potrzeb duchowych?
    – Jest tu prawdopodobnie wiele czynników i wszystko będzie ze sobą powiązane. Całkowicie nie biorę się tu odpowiadać na czym polega globalizacja. Filozofowie mogliby tu wiele zauważyć. Problem globalizacji widzę w tym, że wcześniej ludzie mieszkali w swojej małej okolicy, wiosce, małym miasteczku lub bloku, w którym się znali. Mieli świadomość „wioski”, mówiąc przenośnie, i mieli własną kulturę, w której się wychowali. A gdy kultura była chrześcijańska, jasne jest, jak wyglądało wychowanie. Globalizacja zaś jest wtedy, gdy ludzie wyjechali do wielkiego świata i on stał się „globalną wioską”.
    Uderzającym przykładem globalizacji jest katolicka młodzież, która z Grodzieńszczyzny wyjeżdża do Mińska. Pobożność rozprasza się w jednej chwili. Młodzi ludzie wchodzą w dużą przestrzeń, poznają grzech, którego wcześniej nie znali, a do tego pomaga im też internet.
    To kryzys też wartości ogólnoludzkich, a w rezultacie rodziny. Odsetek rozwodów jest przeogromny. Coraz trudniej jest ludziom założyć rodzinę. A kapłani nie spadają z nieba, są z ludu, z rodzin wychodzą.
   

  – W jakim kierunku, Ojca zdaniem, białoruski Kościół powinien się poruszać w kontekście takich wyzwań?
    – Osobiście widzę, że ten proces globalizacji, świeckości, laicyzacji dotknął całą Europę. W pewnym sensie mogę przeprowadzić paralelę z sytuacją, w której Żydzi z powodu wojny (czytamy w Starym Testamencie) trafili na pogańskie terytoria. Żyjąc wśród pogan, nie byli ortodoksami. Ta słynna Samaria, Babilon czy Rzym – tam lokalny świat wpłynął na Żydów. Myślę, że coś podobnego dzieje się z tradycyjnymi państwami katolickimi: Polską, Słowacją, Litwą, niegdyś katolicką. Z powodu otwartych granic, podróży, pracy, internetu itp. Myślę, że nie jesteśmy wyjątkiem w tym zakresie. Z jednej strony jesteśmy pod wpływem europejskiej laicyzacji, z drugiej – i duch komunizmu jest, więc jeszcze trudniej może być.
    Jak przeciwstawić się tej globalizacji w szerokim znaczeniu jest to ogromna problematyka, wielkie pytanie nie tylko dla Kościoła, ale dla całej ludzkości, a wiele osób zadaje to pytanie. Jak zachować wartości, etyczne, moralne, nie poddawać się natrętnemu głosowi zła, tak to określmy. Jest to pytanie zarówno do wierzących, jak i po prostu do ludzi żyjących z określonymi wartościami. Myślę więc, że jednym z kierunków jest to, jak w ogóle przeciwdziałać negatywnym wpływom globalizacji.
    Drugi to reforma stuktur kościelnych. Coś, co z pewnością możemy zrobić. Jak zreformować i w jakim kierunku – trudno powiedzieć. Osobiście patrzę w kierunku Francji, która przeżyła ogromny kryzys, a mimo to przeszła poważną reformę z czasów Soboru Watykańskiego II, gdy masa ludzi odeszła z Kościoła. We Francji zdali sobie sprawę, że nie mogą zatrzymać tych ludzi, i wtedy Kościół przeprowadził reformę, w tych częściach, w których hierarchowie się na to zdecydowali. Z moich wcześniejszych rozmów z przedstawicielami Kościoła francuskiego i z kapłanami wynika, że potrzebna była odwaga hierarchów, aby dokonać reformy, nie bać się, że mogą odejść tacy powierzchownie religijni ludzie. Przykład Kościoła francuskiego pokazuje, że tam, gdzie nastąpiła reforma, seminaria miały i mają powołania. A tam, gdzie nie było odwagi – seminaria są puste. Nawiasem mówiąc, ruch świeckich w tym kraju jest bardzo rozwinięty, pełen wszelkiego rodzaju wspólnot: charyzmatycznych, ortodoksyjnych i neokatechumenalnych. Myślę, że we Francji, gdzie żyją różnego rodzaju wspólnoty, są też powołania.
   
    – Temat modlitwy w tym kontekście jest już oklepany. Jak o nim mówić, omawiając problematykę powołań?
    – Z jednej strony Chrystus mówi: „Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”. Tu chodzi o owce. To interesujący moment w Ewangelii, w którym Chrystus mówi, że owce muszą być świadome, że potrzebują pasterzy. To znaczy, jeśli owce nie będą miały takiej świadomości, to nie będą się modlić i nie będą prosić. Dlatego, bez względu na to, jak banalnie to brzmi, należy się modlić.
    Z drugiej strony, oczywiście, nie można spychać całej tej sprawy na temat modlitwy. Myślę, że nie wszystko tutaj da się rozwiązać przez modlitwę. To kwestia osobistej relacji z Panem. A także, że kapłani to mężczyźni, którzy będą mieszkać w celibacie. Policzmy w ogóle mężczyzn: ilu jest ich w Kościele i jacy są? Biedne dziewczyny nie wiedzą, jak wyjść za mąż, jak znaleźć zarówno dobrego mężczyznę, jak i porządnego wierzącego katolika. A księży jeszcze trudniej znaleźć.
   
    – Ojcze Aleksandrze, mówiąc bardziej szczegółowo o reformie struktur Kościoła, to w którą stronę je zreformować i czy takie podejście odgrywa tu jakąś rolę, gdy kapłanom całują ręce, co może im nawet zaszkodzić?
    – Trudno powiedzieć, jak zreformować. Moje osobiste stanowisko w sprawie całowania rąk jest takie, że jest to pewna piękna, symboliczna tradycja, i logika w tym jest. Jednak nie jestem tego zwolennikiem. Nie pamiętam, żeby apostołowie Chrystusowi całowali ręce.
    Istnieje taki problem klerykalizmu, że księża są na swojej fali, a ludzie na swojej. Często kapłani nie słyszą, czym żyją ludzie. Nie wiedzą, jak ludzie zarabiają pieniądze, nie rozumieją, jak to jest – „przetrwać”, liczyć grosze. Wielu nie wie, przez jakie kryzysy przechodzą rodziny. Kapłańska nauka jest powierzchowna, nie dotyka serca człowieka.
    Europa też przez to przechodziła. Właśnie podczas Soboru Watykańskiego II omawiano temat ruchów i wspólnot, aktywizacji osób świeckich. We wspólnotach wierni albo przebywali razem z kapłanami, albo sami nią kierowali. Dzięki tym grupom duchowieństwo dowiadywało się więcej o tym, czym żyją ludzie. A stojąc za amboną i patrząc na tych, którzy siedzą w ławce, niewiele da się dowiedzieć.
   
Alumni Wyższego Seminarium Duchownego w Grodnie

   – Można powiedzieć, że reforma struktur Kościoła lub praca nad powołaniami może nastąpić poprzez dalszą formację księży, aby oni też nie czuli się samotni, aby nie odchodzili.
    – Reforma, zazwyczaj, zaczyna się w życiu człowieka, gdy nie ma żadnego wyjścia. Osoba zastanawia się, co robić, gdy już sięga dna. Dopóki są róznego rodzaju opcje, dopóki są jacyś ludzie, dopóki nie przyciśnie, to nie rozpocznie się poważna reforma. Jest to wyjątek, gdy trochę wcześniej dało się przewidzieć i pomyśleć. Obserwując życie, mniej więcej tak wygląda.
    Kościół na Białorusi jest zróżnicowany. Na przykład we wschodniej lub środkowej części Białorusi jest wiele parafii, w których jest bardzo mało osób, a ksiądz i tak tam jest lub tam dojeżdża. Tu też potrzebna jest odwaga – jakaś odwaga biskupów, żeby np. parafie zamykać. Tu ksiądz jest dla dziesięciu osób czy dla dwudziestu, a może da coś tam, gdzie jest trochę więcej ludzi? Znowuż, przed takim problemem stanęła Europa. W tej samej Francji są normalne parafie, w których jest pełno ludzi, a Msza nawet w niedzielę nie odbędzie się, tylko w sobotę wieczorem, ponieważ technicznie nie ma możliwości. Istnieje podejście misyjne, że w niektórych miejscach raz w miesiącu odbywa się Msza, i nie ma innego wyboru. Oczywiście, Eucharystia zawsze musi być. Istnieją opcje internetu, telewizji itp. To duży temat.