Żona kierowcy ciężarówki: „Być szczęśliwą bez względu na wszystko”

Wywiad

W ostatnich latach Unia Europejska zaczęła wydawać kierowcom ciężarówek z poza strefy Schengen pięć razy więcej zezwoleń na pracę. Jeżeli w 2014 roku ich liczba wahała się w okolicach 40 tysięcy, to dziś przekracza 200 tysięcy. Najwięcej kierowców pochodzi z Ukrainy i Białorusi, a zjawisko to dopiero nabiera rozpędu.
W naszym kontekście wyrażenie „poszedł na furę” wiąże się ze zmianą pracy i poprawą stanu materialnego rodziny. Wraz z tym przychodzą na pamięć piękne historie o zakupie domu i dobrego samochodu. Rzadziej jednak mówi się o kosztach, jakie te rodziny płacą za taką pracę. Jak żyją małżeństwa kierowców ciężarówek i jakie zmiany przechodzą w ich związku? Dziś rozmawiamy o tym z Ireną – matką trójki dzieci i żoną kierowcy ciężarówki.
– Pani Ireno, ile lat jest Pani w związku małżeńskim? – 20 października minęło już 14 lat. – Pamięta Pani pierwsze spotkanie z mężem?
    – Oczywiście! Poznaliśmy się na weselu. Wiele przyjaciółek zapraszało mnie do bycia świątkową na ich ślubie. Szczerze mówiąc, zawsze marzyłam, by przyjść na ślub i spotkać swojego księcia. Zawsze przygotowywałam się zarówno zewnętrznie, jak i wewnętrznie. Ale za każdym razem było jakieś rozczarowanie. Tutaj po raz kolejny zostałam zaproszona do bycia świątkową. Ślub miał być w wąskim kręgu, więc nie było szczególnej nadziei na spotkanie księcia. Ale tak się złożyło, że kierowcą samochodu ślubnego był przyjaciel pana młodego Sergiusz. Była to, można powiedzieć, miłość od pierwszego wejrzenia. Przed nami było jeszcze wiele przeszkód, ale miłość zwyciężyła.
   
    – Od ilu lat Pani mąż pracuje już jako kierowca ciężarówki?
    – Ogólnie był kierowcą od młodości, ale gdy się poznaliśmy, Sergiusz szukał innych sposobów. Próbował swoich możliwości w handlu, jednak z czasem jego biznes przestał przynosić zyski, i 12 lat temu wrócił do pracy jako kierowca ciężarówki.
   
    – Jak długo nie ma go w domu?
    – Był okres, w którym pracował przez 3-4 dni, a następnie odpoczywał przez kilka dni w domu. Przez ostatnie kilka lat Sergiusz spędził w rejsie przez około 1,5 miesiąca. Gdy zaczął się koronawirus, nie było go w domu pół roku, później 4 miesiące. Ostatni rejs trwał 2 miesiące. Za tydzień powinien wrócić.
   
    – Praca na furze była jego wymarzonym zawodem, czy tak potoczyło się życie?
    – W młodości to było marzenie, tak. Sergiusz zawsze chciał zobaczyć inne kraje, spełnić jakieś marzenia. Teraz jest to prawda życiowa. Chętnie zmieniłby pracę, gdyby znalazł inną, godną zmiany, z dobrą pensją na Białorusi. Mówił o tym już dawno.
    Jest to dla niego trudne, na tydzień przed kolejnym wyjazdem zaczyna mówić: „Jak mi się nie chce jechać”, „Zostałbym”, „Jak dobrze mi z wami”…
   
    – Jak szybko się Pani przyzwyczaiła do tego, że mąż jest na odległość? Czy można się w ogóle do tego przyzwyczaić?
    – Na początku życia rodzinnego mówiłam, że jest mi ciężko, gdy wyjeżdża, proponowałam zmianę pracy. Jednak Sergiusz powtarzał, że należy to zaakceptować, że w tej chwili nie ma innej pracy. Naprawdę próbował czegoś innego. Pięć lat temu mąż przekwalifikował się na zduna, potem przez dwa sezony się tym zajmował. Nie udało się jednak, nie mógł się rozkręcić. Nie byłam w stanie przekonać go, aby spróbował jeszcze. Postanowiłam więc nauczyć się być szczęśliwą bez względu na wszystko.
   
    – Czego jest więcej w budowaniu relacji małżeńskiej na odległość: romantyczności czy komplikacji?
    – Na pewno, jest i to i to. Na przykład, przychodzi na myśl rocznica naszego ślubu. Rzadko spędzamy ją razem. Dopiero gdy Sergiusz przyjeżdża, idziemy gdzieś, świętujemy. Na jedną rocznicę napisał do mnie: „Kocham Cię i jestem z Tobą szczęśliwy”. I wiesz co, to mi wystarczyło. Rozumiem, że człowiek też się męczy, że pracuje i nie może ciągle o mnie myśleć, ponieważ musi myśleć o codziennym chlebie, dzięki czemu mogę inwestować w swoje szczęście. Może nie chodzi tu o romantyczność.
    W każdym razie, byłaby tylko chęć…
    Najważniejsze jest, aby nie mieć oczekiwań, że druga osoba jest coś komuś winna. Wtedy cieszysz się nawet z jakiegoś kwiatu w viberze. To też jest dla mnie ważne. Jeśli czuję, że muszę mu coś powiedzieć, to też to mówię. Dlatego bez oczekiwań, ale za szczerość.
   
    – W większości istnieje przekonanie, że szczęśliwi małżonkowie powinni być stale razem. Jednak w Pani przypadku częsta nieobecność męża nie oznacza, że nie ma szczęścia?
    – Tak. A jak inaczej? Uwielbiam słuchać różnych psychologów. Jeden z nich powiedział, że nad 90% swojego szczęścia kobieta pracuje sama, a tylko 10% zależy od czegoś zewnętrznego. Dlatego musisz pracować nad szczęściem na własną rękę. Bez względu na wszystko czy dzięki wszystkiemu.
   
    – Mówią, że kobieta musi stale się upewniać w miłości swojego mężczyzny. Dlatego zawsze istnieje potrzeba empatycznych słów i gestów. Jak wypełnia się to na odległość?
    – Gdy czuję, że spadam na dno studni, dzwonię do męża i mówię: „Sergiusz, powiedz mi coś dobrego”. Czasami śmieje się: „Ira, nie mogę tak od razu”. Jednak później na pewno powie. W sumie słyszę od niego niezbędne słowa. Czasami proszę o przytulenie mnie i naprawdę to czuję, robi mi się lżej na duszy. Gdy jest szczególnie trudno i nie mogę rozmawiać, ponieważ po prostu wypełniają mnie różne uczucia, proszę o modlitwę za mnie. A potem czuję, że po pewnym czasie jest mi lepiej.
    Ważne jest, aby kobieta prosiła, gdziekolwiek jest – blisko lub daleko. Po prostu powiedzieć, czego potrzebuje. Wiele kobiet uważa, że wszyscy powinni zgadywać, czego chcą, chociaż nierzadko same nie wiemy, czego potrzebujemy. Dlatego, już trochę rozumiejąc psychologię mężczyzn, zaczęłam wyrażać swoje pragnienia przy Sergiuszu i okazywać szczerą radość, gdy je spełnia. Również bardzo ważna jest wdzięczność za proste rzeczy, szczególnie w tych momentach, gdy się chce oburzyć i ponarzekać.
    Ogólnie rzecz biorąc, mój mąż wspiera mnie w różnych moich przedsięwzięciach, umie pożartować, zaczął przepraszać. „Dobrze, to nie moja wina, ale wybacz mi” – tak mówi (śmieje się – uw. autora).
   
    – Bardzo ważny między małżonkami jest kontakt fizyczny, stosunki seksualne. Zachowanie wierności małżeńskiej na odległość wymaga długotrwałej wstrzemięźliwości. Jak wpływa na każdego z osobna i na relację?
    – Wyobraź sobie: mąż nie był w domu przez 4 miesiące, a później wraca. To nowy miesiąc miodowy (śmieje się – uw. autora).
   
    – Słyszę w tych słowach wiele radości.
    – Tak, zwłaszcza jeśli wiem, że jest tydzień przed jego przyjazdem. Jestem w oczekiwaniu na to spotkanie. Inną sprawą jest, gdy tylko wyjechał, a przed nami kolejne miesiące oczekiwania.
    Oczywiście, ogólnie trudno jest. Sergiusz mówi: „Ira, spójrz, nasza namiętność nie ugasa, ponieważ mamy przerwy; to jest dla nas dobre”. Ogólny sens jest taki.
    Oczywiście wszystko to można zobaczyć, szukając plusów. Można, oczywiście, szukać minusów, ale wtedy można będzie w nich ugrząźć. Jeżeli szukać plusów i po prostu zaakceptować tę sytuację, to wtedy jest łatwiej. Dla przykładu, nie będzie męża przez dwa miesiące, lecz później miesiąc będzie w domu. To jak urlop. Oczywiście, gdy Sergiusz przyjeżdża, wszystkie sprawy gospodarcze i domowe spadają na niego, ale niemniej jednak.
   
    – Więc wychodzi na to, że bardzo ważne jest, aby w tej sytuacji nie koncentrować się na negatywach, a stale szukać pozytywnych momentów?
    – Tak, a co robić? Jestem taką osobą, która może płakać, płakać, a później staram się szukać czegoś, co pomoże mi się cieszyć życiem. To moje zdanie.
   
    – Czym się zajmujecie, gdy macie wolny czas? Mam na myśli wspólny odpoczynek na odległość.
    – Nie, nie ma czegoś takiego. Ale to dobry pomysł, dziękuję. Jeśli jest nastrój i siły, to podczas wieczornej modlitwy z córkami dzwonię do męża i modlimy się razem.
   
    – A co z wspólną modlitwą? Czy są jakieś specjalne formy?
    – Wieczorem siadamy do stołu, zapalamy świece. Ostatnio moje dziewczyny spaliły wszystkie świece w domu i dziesięć pudełek zapałek. Podczas modlitwy grają w ten sposób i pozwalam im na to, aby modlitwa została zapamiętana. Dla nich modlitwa to dużo świec i wdzięczność za wszystko, co ważne i interesujące, co wydarzyło się w ciągu dnia.
   
    – A mąż do was dołącza?
    – Tak. Nie często, ale gdy dołącza, uczestniczy i dziękuje tak samo jak wszyscy.
   
    – A co z niepokojem, jeśli mąż jest daleko i wyjechał na długo? Jak z nim walczyć?
    – Modlitwa i zaufanie do Boga. Zdajesz sobie sprawę, że nic nie możesz zrobić. Te obawy można tylko nakręcać, ale w tym przypadku osoba staje się po prostu nieadekwatna, a to wpływa na ludzi obok, zwłaszcza dzieci. Dlatego tylko modlitwa i zaufanie do Boga.
   
    – Istnieje opinia, że odległość wzmacnia miłość. Zgadza się Pani?
    – Jeżeli to prawdziwa miłość, to wszystko ją wzmacnia. Tak bym powiedziała.