Kochać i być obok

Wywiad

31 stycznia – wspomnienie liturgiczne św. Jana Bosko
Dzięki duszpasterskiemu doświadczeniu założyciela zgromadzenia salezjanów ks. Jana Bosko (1815–1888) Kościół inaczej spojrzał na wychowanie młodego pokolenia. O unikalnym systemie praktycznego duszpasterstwa młodzieży opowiada bp Aleksander Jaszewski SDB, przewodniczący Komisji ds. Edukacji Katolickiej i Katechezy przy Konferencji Katolickich Biskupów Białorusi.
– Ekscelencjo, jaka jest dzisiejsza młodzież?
    – Współczesna młodzież żyje w skomplikowanej rzeczywistości, w której trzeba umieć odróżnić dobro od zła. Wszystko może być rozmyte, więc młodzi nieraz nie wiedzą, gdzie prawda, a gdzie fałsz. Zmieniają się zasady, tradycje, postawy… I nie zawsze na lepsze i bardziej pożyteczne. Nawet pytania wiary są dziś relatywizowane, coraz częściej się mówi, że „bóg”, którego sobie wymyśla człowiek, jest równy Jedynemu Bogu. Indywidualnym wymysłom nadaje się takie same znaczenie, jak religiom powszechnie uznanym i wypróbowanym przez pokolenia.
Kolejny problem – kryzys rodziny, szczególnie utrata przez rodziców autorytetu oraz manipulacja określeniem instytucji małżeństwa. Często aby nie stracić sympatii grupy, młody człowiek idzie za głosem kolegów lub środków masowego przekazu, który nie zawsze odzwierciedla prawdziwe postawy. Pewny siebie, nie zastanawia się, że wsparcie i niewiarygodną moc może otrzymać z relacji z bliźnimi, przyjaciółmi i krewnymi.
    Współczesna młodzież nie ma problemu z rodzicami, to rodzice mają problemy z nimi. U nich jest wszystko w porządku, OK. Młodzi ludzie pragną być zdrowi, dożyć do starości, ale domagają się legalizacji marihuany. Bardziej im żal ropuchy, którą przejechał samochód, niż – czasami – zabitego nienarodzonego dziecka, ofiary aborcji. Skupiają się na własnych uczuciach, nie zauważają innych, zdradzają przyjaźń, nie potrafią zachować tajemnic. Często poddają się chwilowym emocjom i popędom. Szybko rezygnują z powodu trudności, nie mogą dać sobie rady i łatwo zmieniają zdanie, idee.
    Wolność – od obowiązków. Jeśli na horyzoncie pojawiają się wyzwania, mówią, że od tej chwili idą inną drogą. Po co pokonywać mur, jeśli można go obejść albo pójść tam, gdzie go nie ma?
    Czy wierzą w Boga? Z reguły Bóg im nie przeszkadza. Mówią: niech będzie! I dalej żyją po swojemu. Nie interesują się przeszłością, osiągnięciami rodziców i przodków. A to, co się im proponuje, przyjmują obojętnie. Zawsze mają rację, inni nie są dla nich autorytetem.
   
    – Jednak nie wszyscy młodzi są tacy?
    – Oczywiście, nie o każdym młodym człowieku można powiedzieć w ten sposób. Mimo to, wśród młodzieży da się wyraźnie dostrzec podobne tendencje. I ci, którzy dziś zajmują się wychowaniem, powinni to uwzględniać. Najważniejsze zadanie – wskazać młodzieży dobrą i bezpieczną drogę w życiu.
    Współczesny świat ma dużo propozycji do rozwoju młodego człowieka: najnowsze technologie, motywacje materialne… Szczególne miejsce zajmują specjalne prawa: prawa dziecka, prawa ucznia, prawa studenta. I wszystko to prowadzi do bezstresowego nauczania i antypedagogiki: placówki edukacyjne nie są po to, by wychowywać, lecz tylko po to, by zdobyć tam wiedzę. Takie podejście wywołuje szereg problemów. Wychowujemy indywidualistów o liberalnym nastawieniu. A po nich idą kolejni. „Ja mam rację! Proszę mi udowodnić, że jest inaczej! Dlaczego nie? Ja tak to czuję”. Wychowywać oznacza poniżyć samego siebie, zejść do potrzeb młodych ludzi: do czego wzywa na kartach Ewangelii Chrystus. I jest to rzeczywiście trudne zadanie.
    Praca z młodzieżą była i pozostaje najpiękniejszym doświadczeniem w moim życiu. Każdy, kto przebywa z młodymi i poświęca im swoje życie, może mieć wyłącznie postawę optymisty. Więc wierzę w młodzież, ufam jej i pokładam w niej nadzieję.
   
    – Czy salezjanie mają własny „przepis”, jak dotrzeć do młodzieży?
    – Oczywiście! Odziedziczyliśmy go po św. Janie Bosko – ojcu i nauczycielu młodzieży. „Niech młodzi nie tylko będą kochani – mówił – lecz niech wiedzą, niech czują, że są kochani! Ten, kto wie, że jest kochany, kocha; a ten, kogo mocno się kocha, osiągnie wszystko”. Rzeczywiście piękne i mądre słowa osoby, która zrozumiała tajemnicę wychowania. Ks. Bosko podpowiada, że wychowanie – tę świętą sprawę – trzeba budować na rozumie, religii i miłości. Budować na rozumie oznacza, że trzeba dołożyć wszelkich starań, by jak najlepiej poznać młodzież, ich rzeczywistość, zdolności i ograniczenia, ich zainteresowania. Jest to również etap reguł i zasad, na których zakłada się fundament relacji. Trzeba je wprowadzać i tłumaczyć, pomagać w ich realizacji. Religia uczy szczerej miłości, przebaczenia, szukania nowych dróg do serca młodego człowieka, ofiarowania dla jego dobra wszystkich swoich starań oraz zdrowia. Religia to gwarancja autentyczności miłości do młodych.
    Osiągnięcie wysokich ideałów, wiadomo, nie jest zadaniem łatwym. Właśnie z tego powodu trzeba otoczyć młodzież swoją miłością. Poprzez wpływ rozumu staje się wymagającą i wychowawczą, poprzez religię – miłosierną i bezinteresowną. Co trzeba czynić, by młody człowiek wiedział, że jest kochany, i odwzajemnił miłość? Odpowiedź ks. Bosko: „Trzeba z nim być!”.
   
    – Dlaczego zasady pracy z młodzieżą ks. Jana Bosko nie tracą na aktualności w XXI wieku? Współcześni nadal je wykorzystują i, można powiedzieć, odkrywają na nowo.
    – Wspomnę o słowach ks. Bosko o tym, że wychowanie to sprawa serca, więc potrzebuje ofiarności. Proces wychowania nie może odbywać się pomyślnie, jeśli nie ma łączności z wychowankami. Bardzo ważna jest stała obecność, udział opiekuna we wszystkich sprawach podopiecznych, zaczynając od nauki poprzez pracę, a kończąc na zabawie i odpoczynku. Jednak nie chodzi o nadzór. Nie! Zadaniem wychowawcy jest organizacja czasu w ten sposób, by młodzież się nie nudziła i nie była pozostawiona samej sobie. Dzięki przebywaniu wśród wychowanków można zauważyć pewną potrzebę i dać odpowiednią radę w konkretnej sytuacji życiowej. Pobudza to do naśladowania wychowawcy, który we wszystkim stara się być dobrym przykładem.
    Nad prewencyjnym systemem wychowania ks. Bosko czas jest bezwładny. Pozostaje on zawsze aktualny, ponieważ bazuje na Piśmie Świętym oraz na swoistym podejściu świętego jako wychowawcy do wychowanka. Zapobiegający charakter wychowania, nieustanny dialog oraz indywidualne traktowanie każdego – podstawa współczesnego wychowania.
   
    – Pod jakim względem dla Ekscelencji osobiście jest bliska duchowość salezjańska? W jakich okolicznościach Ksiądz Biskup ją poznał i postanowił poświęcić swoją posługę właśnie jej?
    – Moje powołanie zrodziło się wcześniej, niż wstąpiłem do Zgromadzenia Księży Salezjanów. Nasz smorgoński kościół został otwarty w 1989 roku, chyba wiosną. Jednak żadnych poprzedzających informacji o tym nie było i jako chłopak nie miałem nawet pojęcia o tym wydarzeniu. Że nasza świątynia działa, dowiedziałem się pod koniec lata, gdy wróciłem ze wsi od babci. Mama powiedziała: „Otworzono kościół – chodźmy na wieczorną Mszę!”. I poszliśmy.
   Obchody Dnia Jedności w rodzinie salezjańskiej, 2019 r.
Eucharystię celebrowano w języku polskim, którego nie znałem. Jedyne, co wtedy zrozumiałem – zaproszenie proboszcza, by przyjść do spowiedzi z okazji rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Pamiętam, była środa – dzień, który w naszej parafii ofiarowano ku czci Matki Bożej Ostrobramskiej. Po spowiedzi podszedłem, by ucałować stułę. Nagle proboszcz mnie pyta: „Czy nie chciałbyś zostać ministrantem?”. I nie doczekawszy się odpowiedzi, mówi: „Idź do zakrystii. Już jest tam jeden chłopak. Będziecie razem nieśli obraz Matki Bożej Ostrobramskiej”. Otwieram drzwi i widzę swojego kolegę z klasy – dziś ks. Włodzimierza Kabaka, również salezjanina. Tak więc zostaliśmy pierwszymi ministrantami.
    Pamiętam Święta Bożego Narodzenia, w czasie których na Pasterce śpiewałem psalm. Gdy zobaczyłem ogromną liczbę ludzi uczestniczących w Eucharystii, przez dłuższą chwilę nie mogłem zacząć śpiewać. I właśnie wtedy zrodziło się we mnie uczucie, do tego bardzo silne: „Zawsze chcę tu stać!”. Od tamtego momentu – miałem wtedy 15 lat – zacząłem poważnie się zastanawiać nad tym, by zostać kapłanem. Uważnie przyglądałem się swemu proboszczowi i się zachwycałem: ile sił poświęcał młodzieży! Właśnie patrząc na niego, odczułem przekonanie: to jest rodzina, w której powinienem służyć.
    Rok później pojechałem do Polski, by poduczyć się języka. Potem zostałem przyjęty do nowicjatu u księży salezjanów. Powołanie się wzmacniało coraz bardziej! Do tego nasz proboszcz co dnia modlił się w tej intencji. I nawet gdy zostaliśmy klerykami, również wymieniał nasze imiona, modląc się o pokrzepienie dla nas na obranej drodze. Więc oprócz Pana Boga, który obdarza człowieka powołaniem, oprócz Najświętszej Maryi Panny Wspomożycielki Wiernych, głównej patronki zgromadzenia salezjańskiego, św. Jana Bosko, założyciela, mojemu wyborowi życiowemu mocno sprzyjał proboszcz ks. Henryk Kulaszewicz. Jest to człowiek, dzięki któremu odczułem i rozpoznałem swoje powołanie w rodzinie ks. Jana Bosko.
   
    – W jaki sposób członkowie wspólnoty salezjańskiej czczą pamięć swojego założyciela ks. Jana Bosko?
    – Do uroczystości założyciela przygotowujemy się poprzez nowennę, która w ciągu dziewięciu dni jest odprawiana w naszych wspólnotach, parafiach i oratoriach. Osobliwą składową uroczystości jest Eucharystia, na zakończenie której odbywa się uszanowanie relikwii św. Jana Bosko, po czym w oratorium organizuje się rodzinne święto, tzw. Akademię dla wszystkich. Są to śpiew, tańce, przedstawienia teatralne i oczywiście słodki poczęstunek. Gdyż jak mówił ks. Bosko, „róbcie, co chcecie, tylko nie grzeszcie”.
    Niech więc św. Jan Bosko wspiera i błogosławi nam wszystkim w pracy wychowawczo-duszpasterskiej! Niech wyprasza potrzebne łaski Boże oraz mądrość, by lepiej rozumieć i upowszechniać prewencyjny system wychowania w naszym kraju. Niech każdy młody człowiek w otoczeniu katolickim czuje się jak w domu, jak w swojej rodzinie, która podąża do Nieba. Prośmy Matkę Bożą, by nam w tym pomagała.