Iść w świat i głosić Ewangelię

Wywiad

29 czerwca o. Waldemar Słota, proboszcz parafii Przemienienia Pańskiego w Brzostowicy Wielkiej, obchodzi 25. rocznicę święceń kapłańskich. Jubileuszowa data to nie tylko powód do dziękczynienia za ów dar, lecz także okazja do refleksji nad wielkością i płynącymi z niego zobowiązaniami. W dzisiejszym numerze „Słowa życia”solenizant opowiada o swojej posłudze na niwie Pana.
– Mówi się często, że niezbadane są ścieżki Boga, którymi nas prowadzi. Jednych porywa do takiej lub innej posługi (kapłańskiej, lekarskiej, nauczycielskiej) stopniowo i spokojnie, innych raptownie i całkiem niespodziewanie. O. Waldemarze, w jaki sposób Ojciec rozeznał swoje powołanie i otworzył serce na wezwanie Pana?
    – To była długa, dość trudna, ale piękna droga. Po maturze skończyłem technikum i, mając 21 lat postanowiłem, że pójdę do seminarium, by rozeznać swoje powołanie, zrozumieć, czy właściwy szlak wybieram. Doznałem głębokiej przemiany: ukierunkowałem się na nowe życie, które stopniowo poznałem i wybrałem jako swoje, jako dar Chrystusa dla mnie. W wyniku w dniu 29 czerwca1994 roku abp Józef Kowalczyk włożył na mnie ręce i otrzymałem sakrament święceń kapłańskich.

    – Należy Ojciec do Zgromadzenia Najświętszego Odkupiciela, dlaczego wybór padł na zakon ojców redemptorystów?
   Niedaleko od mojej rodzinnej miejscowości znajduje się Sanktuarium Matki Bożej Tuchowskiej. Raz w roku, a nawet częściej, przyjeżdżaliśmy do Bazyliki Mniejszej, by się pokłonić Matce Miłosierdzia. Odpust w tej parafii trwa dziewięć dni i jest naprawdę wielkim wydarzeniem. Spotykałem tam misjonarzy, którzy głosili wspaniałe konferencje, kazania. Już wtenczas zaimponowała mi praca misyjna. Postanowiłem zostać redemptorystą ze względu na charyzmat zgromadzenia, uczestniczącego w posłannictwie Kościoła, który będąc powszechnym sakramentem zbawienia, z natury swej jest misyjny. Czyni to, głosząc z zapałem Ewangelię, wychodząc naprzeciw naglącym potrzebom duszpasterskim wiernych.
   
    – Redemptoryści od lat czynnie angażują się na polu misyjnym na Białorusi. Kiedy Ojciec przyjechał tu z posługą duchową?
    Po przyjęciu święceń pełniłem posługę w parafii w Gliwicach w Polsce. Liczyła ona 18 tysięcy, prowadziłem katechezy w szkole. A jak minął rok, decyzją ojca prowincjała zastałem skierowany do Grodna.
   
    – Jakim wyzwaniom trzeba było sprostać, rozpoczynając w 1995 roku posługę w grodzieńskiej parafii na osiedlu Dziewiatówka?
    – Gdy przybyłem do Grodna, współbrat, który mnie przywiózł, zobaczywszy to ubóstwo, powiedział, że nie zostałby tu nawet pięciu minut. Warunki naprawdę były bardziej niż tylko skromne. Nie było jeszcze wtedy kościoła, dopiero budowała się kapliczka. Nawet nie mieliśmy gdzie mieszkać, więc przygarnęły nas siostry nazaretanki. Chwała im za to. Codziennie chodziłem pieszo pięć kilometrów na Dziewiatówkę, by odprawiać Mszę św., a potem pracowałem razem z ludźmi na budowie, aby stworzyć minimalne warunki do katechezy. Razem tworzyliśmy wspólnotę parafialną. W tej prostocie i ubóstwie było wielkie wyzwanie nie tylko dla osób duchownych, lecz także dla przychodzących tam dzieci i młodzieży.
    Razem z zakonnicami katechizowaliśmy, przygotowywaliśmy do przyjęcia sakramentów. Kaplica zawsze była przepełniona. Do I Komunii Świętej co roku przystępowało ponad 200 osób, z czasem około 350. Mieliśmy więcej niż 100 ministrantów, a bielanek ponad 70. Przywiozłem obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy, i od razu rozpoczęły się nowenny.
    Jednak mimo rozwoju parafii ludzie nie wierzyli, że uda nam się zbudować kościół. Ja sam, szczerze mówiąc, nieustannie pytałem: „Panie Jezu, jak to będzie? Przecież nic nie mamy...”. Gdy przedstawiciele organizacji „Renovabis”, „Kirche in not”, które wspierają pracę katolickich parafii i pomagają w realizacji różnych inicjatyw, patrząc na projekt, mówili: „To jest niemożliwe, przecież nie macie pieniędzy, rzucacie się z motyką na księżyc”. A jednak Pan Bóg nam pobłogosławił i dzisiaj na Dziewiatówce wznosi się kościół, do którego wierni mogą przyjść, by uczestniczyć we Mszy św., przyjąć w Komunii św. Pana Jezusa, przystąpić do sakramentów. Kiedyś plac kościelny był na skraju Grodna, a teraz już jest w centrum potężnego osiedla.
    Mile wspominam te 11 lat, tych wspaniałych i kochanych parafian, którzy ciężko pracowali dla dobra wspólnoty, służyli i w dzień, i w nocy. Pan Bóg dał mi łaskę być przy tworzeniu się parafii, powstaniu nowych wspólnot i grup modlitewnych. To wszystko podnosiło na duchu, mimo że każdego dnia napotykałem nowe wyzwania.
   
    – Od 2006 roku Ojciec otacza opieka duszpasterską parafię Przemienienia Pańskiego w Brzostowicy Wielkiej. Proszę opowiedzieć, jak wyglądała i jaka jest dzisiaj codzienność lokalnych katolików.
    – Jestem misjonarzem, dlatego gdzie Pan Bóg mnie posyła, tam staram się służyć. Po objęciu w 2006 roku parafii musiałem odbudować plebanię, którą w opłakanym stanie władze oddały Kościołowi. Rozpocząłem też remont świątyni.
    Wspólnota była trochę wystraszona, wiadomo, przybył do niej nowy, nieznany człowiek. Nie mniej jednak przyjęty byłem serdecznie. Jednak trudno mi było się odnaleźć. Na początku wszystko musiałem robić sam, nawet do przeczytania tekstu biblijnego podczas Mszy św. nie miałem chętnych. Było to dla mnie trudne i niezrozumiałe, ponieważ przyzwyczaiłem się do tego, że wierni sami się garną, chętnie włączają w każdą inicjatywę zaproponowaną przez duszpasterza.
    Początki zawsze są trudne, ale jakie wspaniałe plony są potem! Zorganizowaliśmy piękną uroczystość I Komunii Świętej, zaprosiłem rodziców do realnego udziału w tym podniosłym wydarzeniu. I wtedy ludzie bardzo się otworzyli, rozwarli skrzydła swojej pobożności i wiary.
    Teraz w parafii odprawia się dziennie dwie Msze św. Dzieci i młodzież mają swój dom katechetyczny, gdzie systematycznie odbywają się lekcje religii. Prowadzi się również katechezę dla dorosłych, a także spotkania dla ministrantów i grup parafialnych. Odwiedzam ponad 50 chorych z okolicznych wsi. Możliwość służenia tym ludziom jest dla mnie wspaniałym doświadczeniem, przecież każdy z nich czeka na dobre słowo, spowiedź, na Pana Jezusa.
    Młodzież jest bardzo zaangażowana w życie parafialne, mamy sporo inicjatyw. Na Boże Narodzenie, jak również z innych okazji, przygotowujemy uroczysty koncert. Znaczącym wydarzeniem jest inscenizowana Droga Krzyżowa ulicami Brzostowicy. Wprawdzie na początku ten pomysł był trudny do zrealizowania, ponieważ w mniejszej parafii nie jest łatwo zmobilizować ludzi. Młodzież była bardzo chętna, starsze pokolenie trochę mniej. Dziś jednak już nie ma z tym problemu: jaką propozycję osoba dostaje,na taką się zgadza. Oczywiście, poważnie podchodzimy do sprawy: trzeba przygotować stroje, scenariusz, a to wymaga czasu. Jednak wszelkie starania nie idą na marne: wychodzimy na osiedle, dajemy publiczne świadectwo swojej wiary. Mieszkańcy wychodzą z domów, pytają, co to się dzieje, robią zdjęcia. To przedsięwzięcie mocno jednoczy i otwiera wiernych na siebie nawzajem. Nawet prawosławni przychodzą i biorą udział w tym wydarzeniu.
   
    – Jubileusz 25-lecia kapłaństwa na pewno skłania Ojca nie tylko do wspomnień i refleksji, lecz także do kreślenia planów na przyszłość?
    – Plany są zapisane u Pana Boga. Mogę być tylko narzędziem do ich wykonania, jeżeli na to pozwoli. Jednak jak każdy kapłan chciałbym, by liczba wiernych wzrastała, by w świątyni było piękniej, dostojniej. Oczywiście jest wiele problemów i wyzwań, które napotykamy w dzisiejszym świecie: tak wiele jest rodzin rozbitych, tak wiele dzieci pokaleczonych... Bycie blisko Pana jest ogromnym przeżyciem. 25 lat posługi kapłańskiej to wspaniałe doświadczenie, które ma się głęboko w sercu. Za swoje powołanie redemptorystowskie codziennie wyrażam swoją wdzięczność Bogu o 7 rano w kaplicy. Cieszy mnie, że nie jestem tam sam, gdyż przychodzą też wierni. Gdy proponowałem parafianom poranną modlitwę, podkreślałem, że za pierwszy promień słońca, za wszystko, co mamy, kim jesteśmy, powinniśmy już od samego rana Panu dziękować. I tak czynimy.
    Jestem również niezmiernie wdzięczny księdzu biskupowi Aleksandrowi Kaszkiewiczowi za jego wyrozumiałość, dobroć, cierpliwość. Na początku swojej posługi, gdy nie wiedziałem, co i jak lepiej zrobić, gdyż byłem młody i kapłaństwem, i życiem, i doświadczeniem, przychodziłem do Ekscelencji i on zawsze umiał podtrzymać, dać dobrą radę. Ta ojcowska postawa pasterza naszej diecezji mnie ciągle zachwyca.
    Na swoim obrazku na pamiątkę 25. rocznicy święceń mam wypisane motto naszego zgromadzenia: „Obfite u Niego Odkupienie”. Pragniemy nieść to, co Chrystus nam przekazał. Nie stawiać siebie na pierwszym miejscu, ale pamiętać, Komu służymy, Kto nas wezwał, Kto zaprosił, powołał. Swoją posługę oraz tych, do których zostałem posłany, zawierzam Matce Bożej Nieustającej Pomocy i proszę, by mi nadal pomagała być sługą Najświętszego Odkupiciela.