DOKĄD WIODĄ ŚCIEŻKI PAMIĘCI

Rozważania

Odkąd sięgam pamięcią, zawsze towarzyszyły mi w życiu wspomnienia o dziadku, opowiadane przez babcię i mamę. Historie z czasem stawały się coraz ciekawsze i pełniejsze. I oto nadeszła taka chwila, kiedy zdecydowałam się podzielić nimi z większym gronem ludzi.
    Decyzja zapadła, kiedy uzyskaliśmy możliwość wyjazdu do Miednoje (Rosja), gdzie razem z innymi z obozu jenieckiego w Ostaszkowie został pochowany mój dziadek Władysław Sakowicz. Tam, ok. 200 km na północny zachód od Moskwy, znajduje się polski cmentarz wojenny, na którym mieści się 25 zbiorowych mogił. Patrzyłam na wykute w kamieniu imię i nazwisko dziadka i myślałam, ile musiał przeżyć i wycierpieć, zanim spoczął w tej ziemi, tak daleko od swojej Ojczyzny. Myślałam też o tym, jak szczęśliwie żył do rozpoczęcia wojny razem ze swoją rodziną i co zamierzał...
    Ta opowieść o dziadku będzie bardzo prosta. Niech ilustracją do niej będą fragmenty wiersza autorstwa córki dziadka, mojej mamy Bronisławy Sakowicz.
Mój dziadek urodził się w 1899 roku w niewielkiej wiosce Ugły w ówczesnym powiecie wasiliszkowskim (obecnie jest to rejon szczuczyński na Grodzieńszczyźnie). Miał czterech braci i dwie siostry.
    W każdą niedzielę chodził z rodziną do kościoła. Zamawiał pisma religijne i dużo czytał. Wyróżniał się życzliwością do ludzi i szczerą wiarą w Boga. Po ukończeniu szkoły postanowił zostać kowalem.
    Był doskonałym fachowcem w swoim rzemiośle, za co zyskał szacunek i pochwały ludzi. „Pracowity i miłosierny” – tak o nim mówiono. A to dlatego, że podczas choroby brata dziadek oddawał mu połowę pieniędzy, zarobionych przez siebie ciężką pracą przy palenisku.

    Postroimy domek, podrosną dziatki,
    Około domu będziem sadzić kwiatki.
    My sami młodzi, wyrosną dzieci,
    Będzie wesoło nam żyć na tym świecie.
   
 Tablica nadgrobna Władysława Sakowicza w miejscu pamięci „Mednoje”  Dziadek postanowił się ożenić z młodszą od siebie o 10 lat kobietą. Ta decyzja była podparta zarówno uczuciem, jak i doświadczeniem oraz odważnym spojrzeniem w przyszłość. „Gdyby ktoś spojrzał w moje serce, to by wiedział, jak chcę mieć prawdziwy dom i dużo ciepła w rodzinie” – mawiał dziadek.
    Trzeba cierpliwości i wysiłku, żeby był ład i porządek. Należało zapewnić dostatnie życie i żonie, i potomkom. Jako mężczyzna dziadek musiał czynić sprawiedliwość podczas sporów, czasem karcić małżonkę i dziecko. Ale starał się robić to rozsądnie i mądrze pouczać żonę Kazimierę.
    Należy wspomnieć, że młoda para na początku nie miała łatwego życia, ponieważ w ciągu 9 lat mieszkała z rodzicami i braćmi, którzy też mieli swoje rodziny.
   
    Gdy ojciec z rodziną budowali chatkę,
    Trudno im było – mieli drobne dziatki.
    A tatusiek mówił: „Nie smuć się, Kaziutka,
    Że dzieci drobniutkie!”.
   
    Aby powstał nowy dom, trzeba było samemu wykarczować drzewa i przygotować teren oraz materiał pod budowę. Przy pomocy rodziny i znajomych dom nareszcie był gotów. Tak więc wczesną jesienią 1936 roku dziadek z żoną i już trójką dzieci wprowadził się do własnego domu. Tam właśnie moja mama Bronisława, zresztą bardzo podobna do ojca z wyglądu i charakteru, poznawała świat.
    Małą Bronię oraz inne dzieci „tatulo” uczył gramatyki, czytania, opowiadał bajki, sprawdzał, czy nauczyły się wierszy na pamięć. Wieczorami, kiedy cała rodzina zbierała się przy stole, dziadek próbował planować przyszłość swoich dzieci: „Ty, Broniutka, pójdziesz do klasztoru, a ty, Mania – będziesz nauczycielką…”. I moja mama gotowa była zostać zakonnicą – jak chciał „tatulo”. Jednak życie wszystko ustawiło inaczej…
   
    A tatusiek mówi: „Nie płaczcie me dziatki,
    Ja na wojnie będę najwięcej trzy latki.
    Mówcie pacierze do świętego Antoniego,
    Żebym ja prędzej wrócił do domu swego”.
   
 Dzwon polskiej golgoty w Miednoje   W 1939 roku Władysław Sakowicz razem z tysiącami innych mężczyzn stanął w szeregach żołnierzy, by bronić wolności Ojczyzny i rodziny. Przed wyruszeniem na wojnę dziadek nagle przypomniał sobie pewien swój sen. Otóż, jakby jest w zamkniętym pomieszczeniu i modli się do Boga. Niespodziewanie otwierają się drzwi do następnego pokoju, gdzie stoi Pan Jezus w otoczeniu wielu ludzi, którzy błagają Go o przebaczenie. Syn Człowieczy milczy, a ludzie proszą dziadka o wstawiennictwo. Zwraca się on do Chrystusa, błagając o darowanie grzechów zebranym. W milczeniu schylając głowę, On się na to zgadza.
    Czy ten sen był powodem, żeby powiedzieć żonie: „Nie wrócę z wojny, a ty zatroszcz się o dzieci”? Jakież to było straszne przeczucie! Przed opuszczeniem domu rodzinnego dziadek nie spał całą noc, przygotowując gospodarstwo do zbliżającej się zimy. Rano dawał rady żonie i dzieciom, jak przetrwać – bez niego. Najbardziej płakał najmłodszy syn, a żona z zatroskaniem myślała, jak sama sobie poradzi z czworgiem dzieci i piątym maleństwem, które niebawem miało przyjść na świat.
    Cóż… Poszedł na wojnę. Rodzinie pozostało tylko czekać i mieć nadzieję, że wróci żywy. Z mrocznej wojennej dali dotarło tylko kilka listów. W jednym dziadek pisał: „O mnie się nie martwcie, wy, dzieci, się módlcie, Michaśka niech słucha Mani, a Mania niech słucha Broni, a reszta pomaga mamie”. Z adresu na kopercie można było się dowiedzieć, że wysłane były z miasta Kriwoj Rog (Rosja). Potem ślad po dziadku zaginął. Ile łez wylała moja babcia, ile nocy nie spała, ile listów potem pisała do Czerwonego Krzyża, by dowiedzieć się cokolwiek o mężu. Wszystko na nic.
   
    Czemuż nie wracasz, mój mężu jedyny?
    Chyba zostałeś zabity w Katyniu…
   
    Dziwne są koleje losu. Na początku lat 60. młodszy syn Władysława pojechał „na zarobki” na wschód Rosji. Przypadek sprawił, że spotkał tam mężczyznę, który długo mu się przyglądał, a potem spytał: „Czy ty jesteś Władysław Sakowicz?”. Mój wujek odpowiedział, że jest jego synem. Z opowieści nieznajomego wynikało, że poznał mojego dziadka w obozie jenieckim. Opowiadał o tym, jak Władysław zbierał wokół siebie ludzi na modlitwę, pomagał wątpiącym, starał się zachować siłę i wiarę w to, że dotrwa do końca tej udręki i wróci do rodziny. Nie udało się. Jak tysiące innych, został rozstrzelany w więzieniu i pochowany w zbiorowym grobie.
    Stałam przy tej mogile, a padający wtedy deszcz zmywał łzy z moich policzków. Osobiście dziadka nie znałam, a jednak był mi tak bardzo bliski z licznych opowiadań babci Kazimiery i mojej mamy. Był, jest i będzie w mojej pamięci. Dlatego chciałam, żebyście się też dowiedzieli o jego historii. Powtórzył on losy tysięcy ludzi, którzy byli wierni Bogu, Ojczyźnie i rodzinie.
    Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie…