Tak już się dzieje, że ciągle gdzieś spieszymy, nie potrafimy zatrzymać się na chwilę i odpocząć. Żyjemy w ciągłym biegu: szkoła, praca, małżeństwo, obowiązki, walka o zapewnienie lepszych warunków dzieciom, opieka nad wnukami... Dążymy za wszelką cenę do spełnienia planów i postanowień, myśląc o tym, co jeszcze należało by zrobić? Dopiero gdy dotknie nas ciężka choroba, starość czy śmierć kogoś bliskiego, przestajemy uczestniczyć w tej gonitwie i zaczynamy zastanawiać się: po co to wszystko? Jaki to ma sens? Warto zastanowić się nad tym, co jest naprawdę najważniejsze. Zwolnić tempo i rozejrzeć się wokół, zbliżając się do Boga, który jest Drogą, Prawdą, Życiem i Szczęściem wiecznym. A pośpiech nas gubi, ponieważ przez to nie mamy czasu dla bliskich. A gdy się czas pojawia, pytamy siebie: „Po cóż, skoro teraz nie mamy z kim go spędzić?”.
Miejmy również w świadomości to, iż śmierć przychodzi jak nieproszony gość, nie pytając nas o to, czy jesteśmy gotowi. Więc bądźmy zawsze przygotowani na spotkanie Boga ,,twarzą w twarz”. Starajmy się żyć tak, aby śmierć nas nie zaskoczyła i nie przyszła wtedy, gdy jej nie czekamy. Tylko od nas samych zależy, czy nasze życie będzie jasno świecącą pochodnią, dającą światło i ciepło i wskazującą drogę idącym za nią, czy też będzie ledwo tlącą się świecą, która gaśnie i ślad po niej zanika.
W pierwszych dniach listopada pochylmy się nad grobami bliskich. Choć przez chwilę wspomnijmy ich twarze, zapalmy świeczki na ich pamięć. Nie jest ważne, czy byli to dobrzy, czy też źli ludzie.
Tylko my mamy tą niezwykłą moc, by wyprosić dla nich u Boga łaskę wiecznego szczęścia w niebie.