Gdy naprawdę zaczęłam sie modlic

Listy Czytelników

Co to jest modlitwa, wiedziałam od dzieciństwa. W moim rozumieniu za- wsze była to prośba do jakie- goś dobrego cudotwórcy o coś niezbędnego i ważnego, który mieszka w niebie. Uwielbiałam tego cudotwórcę. W końcu, by coś od niego otrzymać, wystar- czy wypowiedzieć niezrozu- miałe słowa w języku polskim, sens których nie rozumiałam nie tylko ja, ale także babcia i rodzice. Z jakiegoś powodu myśleli, że od urodzenia powin- nam rozumieć ten język, jed- nocześnie nie ucząc mnie ani jednego słowa.
Nikt nie zwracał uwagi na to, że polski dla czterolatki wcale nie jest bardziej zrozumiały niż hindi czy aramejski. Mówiono mi o istnieniu jakiejś wyższej siły – nazywano ją „Bozia”. Zabierano mnie do kościoła, ale nigdy nikt nie tłumaczył dlaczego. A potem byli nieco zaskoczeni, dlaczego chodziłam do tego nudnego miejsca z takimi napadami złości i przerażeniem.
    Nadszedł czas przygotowań do Pierwszej Komunii Świętej. Lubiłam tam chodzić. Mówiono tam po rosyjsku i w końcu wszystko zostało mi wyjaśnione tak, jak powinno. Dwa lata nauki minęły szybko, ale zrezygnowałam z uczęszczania na lekcje religii: rodzice powie dzieli mi, że nauka w szkole jest o wiele ważniejsza. A do kościoła nie chciałam już więcej chodzić. Faktycznie od czasu do czasu przystępowałam do spowiedzi, ale była ona nieważna, ponieważ nie odczuwałam skruchy i nie miałam szczerego żalu za grzechy.
    Minęło jeszcze kilka lat. Dojrzałam. Oczywiście nie praktykowałam mojej wiary. Jedyne, co pozostało z życia duchowego, to nawyk odmawiania „paciorków” przed snem. Intuicyjnie rozumiałam, że z Bogiem można i trzeba rozmawiać (tak mnie nauczyli na religii), a czasem wieczorami mówiłam Mu, że się nie zmienię, że wszyscy tak żyją. W rzeczywistości się nie modliłam, lecz przekonywałam siebie, że wiodę dobre życie. W ten sposób pogrążyła bym się w grzechach, lecz Bóg miał dla mnie inne plany.
    W chwili, gdy zdałam sobie sprawę, że żyję w jakiś sposób źle, Duch Święty wysłał mi kilka prawosławnych fi lmów o wierze. Mówiono w nich o rzeczach zupełnie nieoczywistych dla mnie. Jedno zrozumiałam na pewno: muszę iść do kościoła. Natychmiast. A co najważniejsze – powiedzieć bez ukrycia o wszystkim, co dzieje się ze mną na spowiedzi. O, jak niesamowite są Twoje dzieła, Panie! Pierwszy raz w życiu przyszłam do kościoła sama i trafi łam na nabożeństwo w języku białoruskim. Nie miałam pojęcia o istnieniu Mszy w zrozumiałym dla mnie języku. To było niesamowite odkrycie! Ale Duch Święty działał dalej: posłał mi młodego kapłana o jasnym i czystym sercu. Chodziłam do niego do spowiedzi.
    Bóg powiedział mi przez niego wiele różnych dobrych nauk. Lecz tylko jedno słowo zmieniło całe moje życie! Tyle lat minęło, a wciąż brzmi mi w uszach, ma odzew w mojej duszy. Podczas jednej ze spowiedzi ten ksiądz, zupełnie bez zastanowienia, zwrócił się do mnie „siostrzyczko”. Wydaje się, że nic nadzwyczajnego nie powiedział, ponieważ wszyscy jesteśmy siostrami i braćmi w Chrystusie, ale jeszcze wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy. Z wrażenia ugięły się pode mną nogi. Siostrzyczko... Ja, grzesznica, a ty, wybrany sługa Boży, nie ma nic wspólnego między nami, i tu... Siostrzyczko. Odeszłam od konfesjonału i od razu obiecałam sobie, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, by zostać jego siostrzyczką. Dopiero wtedy zrozumiałam, że Bóg jest Ojcem!
    Minęło już pięć lat. Mam bardzo bliską relację z Bogiem. Oddycham Nim. Nie rozumiem, jak mogłam żyć bez Niego i jak mogłam żyć bez Mszy św. i komunii św. Lecz obok ogromnej miłości w moim sercu jest także wielki ból. Przykro mi, że ciągle Go krzywdzę i zadaję wiele cierpienia. Jednak mam nadzieję, że wciąż mam czas, żeby się poprawić. Najważniejsze, teraz wiem, że modlitwa nie zawsze jest prośbą. Modlitwa to bardzo często «dziękuję»!