GRODNO
Środa,
24 kwietnia
2024 roku
 

Chrystus ich wybrał, okazując wielką łaskę (2)

Życie Kościoła

30 lat kapłaństwa. Ks. Jan Gawecki Zastanawiać się nad kapłaństwem zacząłem mając 15 lat. W ten czas spotykałem ludzi nieszczęśliwych i kalekich. Na ich widok serce mi ściskało, i do głowy przyszła mi taka myśl: gdybym był kapłanem, to mógłbym im pomóc. Potem zacząłem służyć do Mszy św. u ks. inf. Michała Aranowicza w kościele pobernardyńskim w Grodnie, ponieważ w moim kościele parafialnym franciszkańskim komitet zabraniał służyć do Mszy, żeby księdzu nie odebrali „zaświadczenie”.
    Potem poszedłem do wojska. Stało się tak, że służyłem obok kościoła, chodziłem przez płot do świątyni, przystępowałem do spowiedzi i uczestniczyłem we Mszy świętej, a w miesiącu maju zamiast kolacji prawie codziennie tam chodziłem. Miejscowy ksiądz patrzył na mnie z początku bardzo dziwnie, z podejrzeniem, ponieważ w tamte czasy było nie do pomyślenia, że będąc w wojsku radzieckim, gdzie panowała atmosfera wojującego ateizmu, żołnierz podczas zwolnienia nie włóczy się po mieście, lecz idzie do kościoła, aby się modlić. Wkrótce upewnił się, że jestem „w porządku” i już nie podchodził do mnie z dystansem.
    Po służbie w wojsku wróciłem do Grodna, znalazłem pracę. Lecz codziennie chodziłem na Mszę świętą. Lubiłem czytać czytanie i śpiewać psalm. Pamiętam, że czasami prosiłem kolegów, którzy mnie zmieniali w pracy, żeby przyszli wcześniej, i wtedy biegłem, żeby zdążyć na Mszę Świętą.
Po jakimś czasie przyjechali do Grodna księża z Litwy, w tym proboszcz, którego poznałem podczas służby w wojsku. Zaproponował, żebym pojechał z nim na Litwę. Zgodziłem się. W rezultacie spędziłem tam, na wsi, jeden rok. Nauczyłem się języka litewskiego i zadecydowałem, że spróbuję dostać się do seminarium w Kownie. Złożyłem dokumenty i ku mojemu zdziwieniu zostałem od razu przyjęty. Nie wszyscy mieli tak łatwo, niektórzy dostali się dopiero z trzeciej lub czwartej próby. Na początku seminarzyści przyglądali się do mnie, patrzyli z niedowierzaniem, myśleli, że może jestem „czerwony”, lecz potem zobaczyli moje dobre namiary i już kolegowaliśmy.
    30 lat temu, 27 maja 1990 roku, w kościele pw. św. Franciszka Ksawerego w Grodnie zostałem wyświęcony na kapłana. Bardzo dobrze pamiętam ten dzień. Świątynia była wypełniona po brzegi ludźmi, gdyż to było niezwykłe święto – po raz pierwszy w naszym kraju miały miejsce święcenia kapłańskie. Pierwszy rok pracowałem wikariuszem w parafii na Litwie. Następnie wróciłem na Białoruś i byłem proboszczem w Trabach. A od roku 1996 i po dzień dzisiejszy jestem proboszczem parafii św. Apostołów Piotra i Pawła w Iwiu. Przez wszystkie lata swojej posługi kapłańskiej starałem się realizować słowa, które były wypisane na moim obrazku prymicyjnym: „Panie, naucz mnie pomagać innym, naucz krzyż dźwigać bliźnich”. Dużo wysiłku i czasu poświęciłem, żeby zmienił się na lepsze kościół, parafia i całe otoczenie, żeby rozwijała się działalność charytatywna. Podjąłem także różnego rodzaju inicjatywy, m. in. pielgrzymki, Dekanalny Festiwal Kolęd, głównym celem których – jest przybliżenie ludzi do Boga. Zdarza mi się spotykać ludzi, którzy po kilkadziesiąt lat nie byli u spowiedzi, którzy nawet nie chcą podejmować tematów, związanych z wiarą. Więc szukam szczególnego podejścia do nich, gdyż w pełni uświadamiam sobie odpowiedzialność za powierzonych mi wiernych. I nie ma dla mnie większej radości, jak ich nawrócenie, gdy widzę, że człowiek pojednał się z Chrystusem.
    Nawet teraz, w czasie ciężkiej sytuacji epidemiologicznej, staram się nie opuszczać rąk: dzwonię do swoich parafian, rozmawiam i jestem obecny w ich życiu. Ponadto staram się, żeby w tym okresie nikt z wiernych nie był duchowo zaniedbany: wspólnie z miejscową telewizją organizowaliśmy transmisje Mszy świętej, a także niedługo w miejscowej prasie ukaże się mój artykuł na temat tego, jak godnie uczestniczyć we Mszy świętej za pośrednictwem radia.
    Okrągła rocznica święceń kapłańskich, jak każda inna, jest dobrą okazją, aby podziękować Bogu za dar powołania, za otrzymane łaski, i po raz kolejny zastanowić się nad sensem swojej posługi i prosić o błogosławieństwo na przyszłość, żebym mógł dalej spełniać zadania, które powierzył mi Wszechmocny.
   
    Gdy miałem 13 lat20 lat kapłaństwa. Ks. Paweł Astukiewicz zostałem ministrantem w kościele w Wołkowysku, przyglądałem się pracy swego proboszcza ks. prał. Antoniego Filipczyka. A już w 10 klasie szkoły średniej zacząłem poważnie myśleć o wyborze swojej drogi życiowej. Uczyłem się dosyć dobrze i na początku chciałem spróbować dostać się na uniwersytet do Mińska. Tego też pragnęli moi rodzice, więc nawet dosyć poważnie przygotowywałem się do egzaminów wstępnych. Lecz gdy modliłem się przed obrazem Matki Bożej Ostrobramskiej, który wisiał nad moim łóżkiem, i rozmyślałem nad swoją przeszłością, zacząłem zauważać małe wskazówki. I w końcu doszedłem do wniosku, że nie pojadę do Mińska, tylko do grodzieńskiego Seminarium duchownego. Najpierw pojechałem tam, żeby spotkać się ze swoimi starszymi kolegami – Jerzym Fiedukiem i Włodzimierzem Hulajem, którzy tak, jak i ja najpierw byli ministrantami, a potem zostali seminarzystami. I już, będąc maturzystą poważnie zdecydowałem, że będę zdawać egzaminy do seminarium.
    Dzień, gdy przyjmowałem święcenia kapłańskie zawsze wspominam z wielkim wzruszeniem, gdyż towarzyszyły mu wspaniałe emocje, ponieważ spełniło się moje marzenie, by zostać księdzem. Potem dowiedziałem się od swego taty, że moja babcia bardzo dużo się modliła o powołanie kapłańskie dla mego ojca, który był jedynym synem spośród trzech córek. I jej modlitwa nie przepadła: kapłanem został wnuk. Swoje święcenia mile wspominam jeszcze z tego powodu, że spotkałem się z wieloma członkami swojej rodziny, która licznie przybyła na tą uroczystość. Dla mnie było bardzo wzruszające to, że nawet krewni, których nigdy dotąd nie widziałem, przyjechali i modlili się razem ze mną. Szkoda, że nie zachowało się nagranie wideo z tego dnia, ale mam dużo zdjęć. Więc 3 czerwca, w kolejną rocznicę święceń, zawsze biorę ten album, oglądam i z radością wspominam ten ważny dzień.
    Podsumowując lata swojej posługi mogę powiedzieć, że najważniejsze jest dla mnie to, gdy dzięki rozmowie ze mną człowiek po wielu latach obojętności religijnej na nowo zaczyna myśleć o swojej duszy, o wierze, przystępuje do sakramentów świętych i nawraca się. Zawsze mnie cieszy to, gdy ludzie widzą we mnie tego, kto szczerze wierzy, i zastanawiają się o tym, że pojednanie z Bogiem, jednak, jest bardzo ważne, dlatego warto swoje życie łączyć z wiarą.
    Gdy rozważam o istocie posługi kapłańskiej i duszpasterskiej, to uświadamiam, że solidarność z ludźmi – to najważniejsze. Trzeba ich kochać, szanować, być cierpliwym, wyrozumiałym, dawać im osobisty przykład gorliwości i pracowitości. Również trzeba mieć szczere pragnienie wczucia się w życie prostego człowieka i bycia ze swoimi parafianami w każdej chwili ich życia – i smutnej, i radosnej, czasami tragicznej, a czasami w chwili zagubienia, a także dopomóc wyjść z różnych sytuacji życiowych nie tylko z wiarą, lecz z godnością.
    Jestem bardzo wdzięczny Bogu za wszystkich ludzi, których postawił na mojej drodze życiowej. Przede wszystkim wspominam tych, którzy prosili mnie o modlitwę za siebie, a także tych, którym obiecałem, że zrobię to, czego oni pragnęli, by było zrobione w naszym kościele w Indurze. Jest nie dużo takich osób. Odeszli już oni do wieczności, ale godne podziwu jest to, że zdając sobie sprawę z rychłego pożegnania z tym światem, jeszcze myśleli o swojej świątyni, parafii i chcieli, żeby kościół był co raz piękniejszy. Staram się realizować to, czego pragnęli ci parafianie. Także z wielką wdzięcznością wspominam swego dziadka po stronie mamy i babcię po stronie taty. Dziadek kiedyś był zakrystianem w kościele we wsi Łunna. On dał mi najlepszy przykład wiary i nauczył mnie pierwszych modlitw po łacinie. Babcia służyła w kościele w Krzemienicy. I jak byłem w zeszłym roku w tej parafii na rekolekcjach, to było mi bardzo miło, że tamtejsi mieszkańcy jeszcze ją pamiętali i dawali piękne świadectwa o jej gorliwości i wierze.
    Mówiąc o planach na przyszłość, chcę podkreślić, że zawsze staram się rozwijać w różnych kierunkach: i profesjonalnie, i intelektualnie, i duchowo. W tym roku dokładam wszelkich starań, by realizować projekt nowego parkingu obok świątyni. Także moim pragnieniem jest, żeby jak najszybciej zakończyła się ta epidemia, i ludzie znowu mogli licznie przychodzić i razem się modlić w świątyni tak, jak było to od wieków.
   
    Ch10 lat kapłaństwa. Ks. Oleg Kononowiczyba, każde kapłaństwo zaczyna się od przyjaźni z Jezusem.
    Tak też było u mnie. Może na początku to było nieświadome, jak gdyby to była normalna rzecz, a potem nagle zauważasz, że zostałeś wybrany i powołany, aby tę przyjaźń jeszcze bardziej pogłębić.
    Z dzieciństwa chodziłem do kościoła, byłem ministrantem i udzielałem się przy parafii. A gdy przyszedł czas, aby wybrać jaką drogą pójść, to dzięki Opatrzności Bożej, poszedłem do seminarium. I już prawie 10 lat, jak jestem księdzem. Niezmiernie się cieszę, że właśnie tak ułożyło się moje życie. Nie brakowało oczywiście różnych porażek, upadków, wątpliwości, lecz wierzę, że jeżeli ktoś jest powołany, to Pan Bóg da mu swojej łaski, aby mógł wykonać Jego wolę.
    Chrystus powiedział, że nie przyszedł, aby mu służono, lecz by służyć. Dlatego uważam, że istotą posługi kapłańskiej i duszpasterskiej jest właśnie posługa. Oczywiście, czyniona z miłością, troską i radością.
    Kapłan – to człowiek, który także ma ludzkie słabości. Lecz gdy ma nadprzyrodzoną motywację, to znaczy, nie szuka ludzkiego uznania i nie słucha tego świata, to będzie wierny do końca obranej drodze. Wiem, że to są tylko słowa, jednak, staram się tak żyć, ponieważ kiedyś będę musiał odpowiedzieć przed Bogiem.
    Patrząc wstecz – choć 10 lat to nie jest taki długi okres, jednak jest mój. Ten czas był czasem wypłynięcia na głębię. Każdy młody człowiek ma swoje marzenia, chce podbić świat i wiele osiągnąć. Ksiądz też. Uczyłem się pokory i zaufania. Pracowałem na parafiach, były studia na uniwersytecie, spotkania z różnymi ludźmi i w różnych okolicznościach. Wiele się nauczyłem, a z czegoś zrezygnowałem. Lecz nadal, jak napisałem w swoim podaniu do seminarium, chcę prowadzić ludzi do Nieba. Dlatego sam staram się tam iść. Nadal jestem pełen zapału, aby służyć Bogu i ludziom.
    Kapłaństwo – to dar i tajemnica, dlatego zawsze uświadamiam sobie, że zostałem niezmiernie i nie zasłużono obdarowany. I ten dar zobowiązuje do tego, aby także i dla innych być darem. Pragnę również jeszcze bardziej poznać tajemnicę tego obdarowania, od samego Boga, który mnie powołał. Dlatego modle się o to, aby dobrze wykorzystać czas i jak najwięcej zrobić dla głoszenia Ewangelii.

Numer aktualny

 

Kalendarz 2022

Kalendarz
«Słowo Życia»
na rok 2022

Czekamy na Wasze wsparcie

skarbonkaDrodzy Czytelnicy!
Prosimy Was o pomoc w głoszeniu Dobrej Nowiny. Czekamy na Wasze listy, artykuły, zdjęcia i wsparcie finansowe gazety. Jako jedna rodzina "Słowo Życia" pragniemy nieść słowo Boże, mówić o Chrystusie i Kościele co raz większemu gronu ludzi na Białorusi oraz poza jej granicami.