„Biedni są waszymi panami”

Aktualności - Życie Kościoła

Papież Franciszek podczas wspólnego posiłku z bezdomnymi w watykańskich pokojachCharité [szarite]... Słowo szeleści i jakby otula. Nic dziwnego, że w języku francuskim oznacza „miłosierdzie”. I dziełom miłosierdzia służy wspólnota sióstr św. Wincentego a Paulo – szarytki. Na Białorusi zakonnice posługują już 30 lat. O istocie ubóstwa i przeciwdziałaniu mu opowiada siostra szarytka Julia Nowikowa.
– Na ulicach naszego kraju jest czysto i schludnie, rzadko zdarza się też spotkać jakiegoś włóczęgę. Czy to odzwierciedla prawdziwy stan rzeczy stosunkowo ubogich na Białorusi? Jaką skalę ma problem ludzi potrzebujących?
   – Zgadzam się. Można przejść przez ulice Mińska i nikogo nie zauważyć. Czasami można spotkać bezdomnego w centrum miasta lub na dworcu. Wiem, że w stolicy jest noclegownia, w której osoba bez zakwaterowania może spędzić noc, i jadalnia dla biednych. Ta ostatnia, nawiasem mówiąc, jest prowadzona przez protestantów. Czy jednak na szczeblu państwowym zorganizowana jest jakaś pomoc dla danej osoby, aby mogła wyjść z trudnej sytuacji? Raczej nie.
Jednocześnie, jeśli pojechać na wieś, od razu można zobaczyć, gdzie się chowają lub ktoś chowa biednych.
    W rozpadających się kołchozach ludzie często nie mają umiejętności społecznych, a topią smutki w alkoholu. Paradoks polega na tym, że ci ludzie mają dach nad głową, lecz oprócz tego nie ma już prawie nic.
   
    – W wywiadzie dla „Ave Maria” w 2017 roku siostry szarytki zauważyły, że w warunkach istniejących na Białorusi trudno jest Kongregacji otworzyć instytucje pomocy potrzebującym. Jakie są główne trudności?
    – Do tej pory na Białorusi zarejestrowano tylko dwa zgromadzenia zakonne. Nie wchodzimy w ich skład.
    Dlatego główne trudności dotyczą kwestii prawnych. Jak w oczach państwa możemy otworzyć szpital lub dom opieki? Jako osoba fizyczna – nie. Jako wspólnota zakonna – nie. Istnieje również problem finansowy: z zachodu pieniądze nie zawsze jest łatwo przyjąć, jeszcze trudniej jest zbierać na własne siły. Trzeba, by i sióstr było więcej. A na Białorusi służy nas tylko 9 zakonnic – po trzy dla każdej wspólnoty: w Szumilino, Brześciu i Mińsku. Dlatego naszą formą służby jest odwiedzanie biednych i samotnych w ich domach.
    Ale oczywiście są marzenia. Czasami przechodzisz obok opuszczonego budynku i myślisz: byłby to dobry dom dla sierot lub schronisko dla bezdomnych…
   S. Julia pracuje również jako pielęgniarka w Miejskim szpitalu klinicznym nr 1 w Mińsku
    – Proszę opowiedzieć, jaki zasięg pracy w tej chwili mają siostry szarytki na Białorusi?
   – Każda z trzech wspólnot organizuje opiekę dla wszystkich, którzy potrzebują pomocy. Dla osób w podeszłym wieku gotujemy i sprzątamy. Osobami chorymi leżącymi opiekujemy się całkowicie.
    Katechizujemy dzieci, a we wsiach na katechezie gromadzą się wszystkie dzieci lokalne bez względu na wyznanie. Są to chłopcy i dziewczęta z biednych rodzin, którzy nie otrzymują należącej opieki w domu. U sióstr zawsze znajdą coś do jedzenia, usłyszą ciepłe słowo, odpoczną na „Wakacjach z Bogiem”.
    Pracuję w szpitalu w Mińsku jako pielęgniarka, ostatnio posługuję na oddziale COVID. Jedna z naszych sióstr posługuje w „Caritas”, obecnie uczestniczy w projekcie „Табіта”, stworzonym po to, by odpowiadać na absolutnie wszystkie rodzaje próśb o pomoc.
    Oczywiście, wszystkim, o kim troszczymy się materialnie, niesiemy światło Chrystusa.
   
    – Opieka to szerokie pojęcie. Proszę przybliżyć konkretne działania związane z pomocą, aby zobaczyć w tym zarówno pomagającego, jak i podopiecznego.
    – Jeśli opiekujemy się osobą niedołężną, dbamy, aby była sucha i czysta jak niemowlę. Myjemy twarz, głowę, ciało, zmieniamy pieluchy. Sprzątamy, kupujemy produkty spożywcze, gotujemy za pomocą blendera, aby podopieczni mogli łatwiej przyswoić jedzenie. Dopiero potem można porozmawiać. Jeśli są to katolicy – pomodlić się razem.
    Często zdarza się, gdy ludzie są w podeszłym wieku, mogą nakrzyczeć, domagać się wykonania pracy na inny, znany im ład. W takich przypadkach przychodzą na myśl słowa Wincentego a Paulo „Biedni są waszymi panami”, i zaczynasz się uczyć, robisz tak, jak chcą. Po ludzku jest to trudne. A jeśli po bożemu, wtedy rozumiesz: im bardziej człowiek jest niemiły, tym więcej miłości należy mu okazywać. Musimy jednak pamiętać, Kogo im niesiemy. Myślę, że w takich przypadkach Pan daje łaskę pokory.
   
    – Czy pamięta Siostra jakiś przypadek związany z podopiecznymi, który dotknął Siostry serca?
    – W Szumilino był mężczyzna – Iwan Iwanowicz, jedyny na liście ośrodka społecznego, który zgodził się przyjąć naszą pomoc. Miał stwardnienie rozsiane, mięśnie stopniowo zanikały, po czym mógł poruszać tylko głową. Opieka nad Iwanem Iwanowiczem dla każdej z nas była jak skanowanie na miłosierny stosunek do ludzi. Był bardzo wymagający. To nie ten kanał w telewizorze jest włączony, to inaczej trzeba położyć poduszkę. Jeśli coś było nie tak, natychmiast groził, że będzie przeklinać. Jednak nie przeklinał, skarcił bardziej dobrodusznymi słowami. Jednocześnie każdą z nas kochał w szczególny sposób, inaczej.
    Przez całe życie był komunistą, a przed śmiercią poprosił o spowiedź. Cieszę się, że udało nam się przekazać mu to, co najważniejsze, a on z kolei zrobił wiele dla formacji sióstr.
   14 listopada obchodzony jest Światowy Dzień Ubogich
    – Jeśli ktoś ma szczere serce, chce pomagać potrzebującym – od czego zacząć, jak nie zaszkodzić?
    – Przede wszystkim, aby coś dać, musisz mieć. Rozwijać duchową pełnię poprzez modlitwę. Następnie wykonać kilka prostych kroków. Otworzyć oczy i rozejrzeć się – może samotny sąsiad lub nawet ukochana osoba potrzebuje pomocy. Jeśli nie, zapytać o specjalne placówki – stołówki dla bezdomnych, hospicja, domy dziecka i domy opieki. Wolontariat może być dowolny – czytać raz w tygodniu Biblię dla babci, posługiwać jako kierowca dla osoby niepełnosprawnej itd.
   
    – Wielokrotnie obserwowałam, że spod kościoła wypędzano żebraków, aby ci nie prosili tam o jałmużnę.
    Niektórzy wierzący postrzegali to normalnie, niektórzy byli oburzeni. Jak Siostra myśli, dlaczego księża podejmują takie decyzje i czy jest to słuszne?
    – Z boku może naprawdę wyglądać brzydko. Często jednak ci ludzie nie proszą o pieniądze dla siebie, ale trafiają do niewoli przestępców. Innym po prostu jest wygodnie żebrać – być może emeryturę oddają na alkohol i zbierają na kolejną porcję. A kapłani mogą to rozumieć, a nawet wiedzieć. A może trzeba postawić pytanie inaczej: dlaczego w państwie nie ma ludzi, którzy mogliby skierować takie osoby gdzie trzeba?
    Ponadto musimy uważnie traktować jałmużnę, nie postrzegać jej jako odkupienie. Łatwo jest rzucić grosz, trudno jest pomóc człowiekowi rozwiązać jego problem.
   
    – W charyzmat Siostry wspólnoty wpisane jest reagowanie na różne formy współczesnej nędzy. Jakie formy przybrało dzisiaj?
    – Staramy się rozpoznawać znaki czasu. Prawdziwym okrzykiem naszej społeczności było pragnienie bycia w załodze tych, którzy starają się walczyć z handlem ludźmi. Kolejny problem to kryzys migrantów. A siostry, w miarę możliwości, przejmują opiekę nad tymi, którzy płyną łodzią od rozpaczy w nieznane. Trzęsienie ziemi na Haiti – siostry starają się pomagać poszkodowanym. Tak było w czasach św. Wincentego a Paulo: toczyła się wojna, a siostry opiekowały się żołnierzami. Innymi słowy, idziemy tam, gdzie widzimy ubóstwo – właśnie to oznacza nasz czwarty ślub – posługa biednym.
    Patrząc jeszcze szerzej, biedny człowiek to nie tylko ktoś, kto chce jeść. W naszym kraju człowieka wyrwała z korzeni komunistyczna ideologia i brak wiary, uczyniła go biednym – słabym, ponurym.
    A z chrześcijaństwem może być inaczej. Od pozbycia się strachu przed śmiercią do rozwiązania problemów równowagi ekonomicznej poprzez ofiarowanie dziesięciny. (Dziesięcina – starotestamentalna koncepcja reprezentująca prawo, zgodnie z którym Izraelici mieli dawać od wszystkiego, co zarabiali lub uprawiali, 10% na świątynię – uw. autora).